2083896509.M2E4MWE5Zg==.OGMzMDgzMmJlNjdl.NDA5NGJkMjMyMzEzNzFiNmZhNTg=

Majorka. Hillclimb heaven

Wjeżdżamy w las. Asfaltowa serpentyna pnie się ku górze. Nasz Fiat 500 ledwo nadąża za Jaguarem E-Type z potężnym V12 pod maską, który zaskakująco dobrze radzi sobie na ciasnych podjazdach.

Po godzinnym sprincie docieramy do restauracji, w której popijamy cortado, a nad naszymi samochodami zachodzi ciepłe hiszpańskie słońce. Przy wspólnym stole zasiadamy z Niemcami, Anglikami i Francuzami. Majorka jest bezpieczną przystanią dla wielu z tych, którzy przez całe życie szukają swojego miejsca na ziemi.

Also available IN ENGLISH

Wszystko dzięki Helen

Dawno nie spotkałem tak inspirującej kobiety jak Helen. To była pierwsza osoba, z dość hermetycznego świata majorkańskiej motoryzacji, którą poznałem na wyspie. To ona otworzyła mi drzwi do pasjonującej społeczności. Helen przyjechała na wyspę z Londynu, gdzie pracowała jako księgowa. Pewnego dnia sprzedała swoje mieszkanie, kupiła jacht żaglowy i wyruszyła w podróż dookoła świata. Gdy po ośmiu latach skończyły jej się pieniądze postanowiła zamieszkać na Majorce. Paradoksalnie wróciła do pracy za biurkiem pracując dla jednej z firm z branży marine. Od kilkunastu lat jest zaangażowana w działalność w Classic Car Club Mallorca, z którym spędziłem kilka wspaniałych dni. Klub powstał w 1997 roku. Jego głównym celem jest zrzeszanie fanów klasycznej motoryzacji przy wspólnych czwartkowych spotkaniach oraz organizowanie road tripów.

Zawsze chodzi o ludzi

Do restauracji Blue Nest w marinie Port Adriano, w której odbywa się cotygodniowe czwartkowe spotkanie lokalnych petrolheadów organizowane przez Classic Car Club Mallorca, udajemy się późnym popołudniem prosto z domu Fryderyka Chopina w Valldemossie. Na marginesie, to na tarasie tej posiadłości w jednym ze swoich programów zupę gotował sam Robert Makłowicz! W Port Adriano oprócz luksusowych łodzi można również spotkać prawdziwe megajachty jak choćby zacumowanego olbrzyma NAIA. Ten 74-metrowy gigant został zbudowany w 2011 roku dla saudyjskiego biznesmana Saleha Abdullaha Kamela i kosztował ok. 100 mln dolarów. Jednak to nie jachty są celem naszej wizyty. Helen od razu wprowadza mnie w międzynarodowe towarzystwo. Na parkingu przed restauracją zebrały się najróżniejsze samochody od Corvetty C1 do Ferrari Californii. Poznaje między innymi Maxa, fotografa ze Szwecji, który na co dzień po Majorce jeździ Abarthem 595. Z seryjnego auta nie zostało wiele, 282 KM i 394 Nm czynią go prawdziwym pożeraczem lokalnych krętych dróg. Max po raz pierwszy uświadamia mnie, że Majorka to prawdziwa kryjówka samochodowych perełek. Opowiada mi o lokalnych kolekcjach, w których oprócz licznych klasycznych Porsche i Mercedesów można znaleźć takie smaczki jak Lancia Stratos, czy Ferrari 250 GT Berlinetta Passo. Nie ma też co ukrywać, że Majorka przyciąga ludzi zamożnych, a wraz z nimi na wyspę trafiają rzadkie samochody. Łagodny klimat i 300 słonecznych dni w roku sprzyja klasykom o czym opowiada mi Gaston, który na spotkanie przyjechał Golfem cabrio. Od razu zaprasza mnie na poranną niedzielną kawę z klubem miłośników amerykańskiej motoryzacji, bo jak się okazuje w swoim garażu ma również Corvette C3. Z tego zaproszenia oczywiście korzystamy!

Gramy w Top Gun?

Niedzielny poranek spędzam z Gastonem i American Car Club Mallorca. Jakie było moje zdziwienie, gdy na śniadanie miałem przyjechać na stare lotnisko. Son Bonet Airport było pierwszym cywilnym portem lotniczym na Majorce zbudowanym w latach 20. XIX wieku. Obecnie jest używane głównie przez szkoły lotnicze i obsługuje mniejsze samoloty. To na tym lotnisku w 1952 roku samoloty Bristol Freighter, z charakterystycznym otwieranym dziobem, transportował samochody na wyspę. Miłośnicy amerykańskiej motoryzacji spotykają się na niedzielne śniadania w lotniskowej kawiarni, która wygląda niczym żywcem przeniesiona z filmu Top Gun. Na ścianach wiszą zdjęcia samolotów i elementy maszyn, przy stolikach siedzą piloci w mundurach, a przed knajpą stoją zaparkowane samochody zza Oceanu… równie dobrze sam Maverick mógłby wylądować na parkingu myśliwcem, żeby wejść na piwo i absolutnie nikogo by to nie ruszyło. Zabawne, że gdy o tym myślę przychodzi do mnie Gaston i wskazuje palcem na zdjęcia samolotów wiszących nad ekspresem do kawy – jak chcesz się takim przelecieć to za kilka stów (euro) możemy to załatwić! Za odpowiednią sumę na Majorce możesz załatwić wszystko od jachtów do samolotów. Nie unikamy tematów motoryzacyjnych, bo nie jest łatwo jeździć po ciasnej wyspie amerykańskimi krążownikami. Przede wszystkim wycieczki trzeba dokładnie planować i powodów jest kilka. Największym zagrożeniem jest utknięcie w jakiejś wąskiej uliczce zabytkowego miasteczka. Innym problemem jest ograniczona ilość miejsc parkingowych, której najczęściej są dodatkowo bardzo małe. Kręte górskie drogi – to co jednym daje najwięcej frajdy, może być uciążliwe dla amcarów, które potrzebują zdecydowanie więcej miejsca. Z klubem ACCM spędziłem bardzo smaczny poranek, ale czas ruszać dalej, aby odkryć kolejną kartę wyspiarskiego motorsportu!

Z pasji do rajdów

Jeśli chcesz coś wiedzieć o hillclimbie na Majorce, to musisz porozmawiać z Tonim Dezcallarem – człowiek instytucja, kolekcjoner rajdowych samochodów, pasjonat motorsportu i organizator Rally Clásico Mallorca. Rajd odbywa się co roku w połowie marca i jest to jedno z najlepszych świąt klasycznej motoryzacji w całej Hiszpanii. To wydarzenie przyciąga nie tylko załogi z całej Europy, ale również z Kanady, Kostaryki, a nawet RPA. Po raz pierwszy rajd został zorganizowany w 2005 roku, a tegoroczna lista startowa zgromadziła ponad sto teamów. Rywalizacja odbywa się w trzech kategoriach: Competition (1931-1981), Youngtimers (1982 – 1994) oraz Regularity (-1985). Toni ma również bardzo specyficzny gust motoryzacyjny, bo do jego garażu na przestrzeni lat trafiały wyłącznie rajdowe unikaty, takie jak Fiat 124 Sport Coupe, BMW 2002 Turbo, Ferrari 308 w całości z włókna szklanego (jedno z kilkuset sztuk jakie powstały), Mitsubishi Lancer Turbo, Toyota Celica ST185, a obecnie na wyjazd z warsztatu czeka Toyota Corolla w specyfikacji WRC. Ale skąd ta fascynacja górskimi rajdami?

„Puig Major zawsze był królem!”

Źródeł obsesji hillclimbem należy szukać w górskim paśmie Serra de Tramuntana. To tam na najwyższy szczyt Majorki Puig Major (1436 m n.p.m.) prowadzi droga, która w latach 60. stała się poligonem do testowania samochodów i motocykli. Wkrótce droga ta stała się niezwykle popularna, aż w drugiej połowie lat 60. po raz pierwszy zorganizowano zawody Puig Major Hillclimb, o których Toni powiedział krótko – Puig Major always was a king! Dynamicznie rozwijająca się infrastruktura turystyczna sprzyjała rozkwitaniu motorsportu. Na przełomie lat 50. i 60. Majorka przeżywała prawdziwe turystyczne oblężenie i to w tym okresie powstało wiele hotelowych molochów, które kilka dekad później były sukcesywnie wyburzane w celu przywrócenia naturalnego wyspiarskiego piękna. Dzięki turystycznemu zainteresowaniu wyspa zyskiwała również doskonałą infrastrukturę drogową. W każdym kierunku, czy to ze wschodu na zachód wyspy, czy z północy na południe, można przemieścić się w mniej niż godzinę. Tę ogromną przewagę Majorki nad innymi wyspami szybko dostrzegli organizatorzy rajdów. Przygotowanie trasy, przejechanie jej, a następnie przemieszczanie zespołów rajdowych zajmowało niewiele czasu. W przypadku dużo większych wysp, gorzej skomunikowanych, zabierało to kilka dni, a nawet i tydzień. Popularność majorkańskich serpentyn narastała przez całe lata 70., aż na początku 1980 roku nastąpił prawdziwy booom! Był to czas gdy koncern Renault zaczął finansować lokalne rajdy, a dzięki temu budował swoją sieć lokalnych dealerów. Hillclimb wciąż jest niezwykle popularny na wyspie, o czym przekonałem się osobiście.

„Pojedziesz z nami kawałek rajdu!”

Siedząc w Blue Nest opowiadałem Helen o historii polskich wyścigów górskich, szczególnie tych z okresu dwudziestolecia międzywojennego. Ona szybko podłapała temat i zaproponowała – Pojedź z nami kawałek tegorocznego Rally Clásico, mogę nawet pożyczyć Ci moje MG! Po kilku dniach, późnym popołudniem, spotykaliśmy się w marinie Puerto Portals, skąd co roku startuje Rally Clásico. Na miejscu czekało na nas kilka klasyków, w tym piękne MG z 1934 roku, które brało udział w 24h Le Mans oraz fenomenalne Maserati BiTurbo Spyder. To doskonała okazja, żeby podpytać właścicieli o utrzymanie tego typu samochodów na wyspie. Pascal, paryski deweloper i właściciel Maserati, tłumaczy mi, że na Majorce nie ma problemu ze specjalistami zarówno z zakresu mechaniki, jak i blacharki. Ale gdy lokalni mechanicy nie mogą sobie z czymś poradzić nie jest też problemem ściągnięcie na wyspę mechaników choćby z Francji i jest to równie proste jak zamawianie części. W międzyczasie Helen wręczyła mi roadbook, w którym rozpisana była trasa dwóch pierwszych odcinków tegorocznego Rally Clásico. Zapytałem po co nam roadbook skoro spotkaliśmy się na popołudniową przejażdżkę… usłyszałem tylko troskliwe – a co jak nie nadążysz za nami i się zgubisz?! Po czym wsiadła do swojego Triumpha TR i ruszyła z kopyta. Początkowo trasa wiodła drogą szybkiego ruchu w kierunku wojskowej bazy Jaime II, żeby następnie wpaść w kręte leśne podjazdy znane jako Coll Sa Creu. Jest to również popularna górska próba wykorzystywana przez rowerzystów o czym warto pamiętać wybierając się na żwawą przejażdżkę. W tym miejscu poczułem, że nikt z uczestników nie zamierza się oszczędzać. Próbując nadążyć za Jaguarem E-Type, który jest w posiadaniu tego samego właściciela od 49 lat, zdrowo musiałem się namęczyć wypożyczonym Fiatem 500. Jadąc dalej przez Calvie i Es Capdellà rozpoczęliśmy drugi odcinek specjalny, który zakończył się przy zachodzącym słońcu w restauracji Galilea.

Antonio był fanatykiem serpentyn

Wspomniane trasy, to zaledwie dwa odcinki specjalne tegorocznego Rally Clásico. Ale na Majorce nie jest trudno znaleźć piękną krętą drogę. Jest ich naprawdę dużo i prędzej czy później, nawet nieświadomie, trafisz na coś wyjątkowego. Jest jednak kilka drogowych klasyków. Kilkukrotnie słyszałem – musisz pojechać na Formentor, to najlepsza droga na wyspie! Cap de Formentor to przylądek, który jest najbardziej wysuniętą na północ częścią wyspy. Na jego końcu znajduje się latarnia z 1863 roku, która obecnie pełni funkcję kawiarni. W sezonie letnim (od połowy czerwca do połowy września) na drodze wprowadzane są ograniczenia w ruchu. Dotyczą one zakazu poruszania się samochodami osobowymi w godz. od 10:00 do 22:30. Warto to sprawdzić przed wybraniem się w to miejsce, bo mandaty znają drogę do Polski. Z nazwy przylądku swoje oznaczenie czerpie również Cupra Formentor, której nazwa miała nawiązywać do przeżyć jakie daje przejazd najsłynniejszą majorkańską drogą. I faktycznie, droga do latarni jest naprawdę urokliwa, bo z jednej strony otoczona jest górami, a z drugiej morzem. To doskonałe miejsce, aby cieszyć się wschodem lub zachodem Słońca pokonując kolejne zakręty. Jednak moim faworytem jest inna droga. Znajduje się ona w masywie Serra de Tramuntana i została zaprojektowana w 1932 roku przez katalońskiego inżyniera Antonio Parietti. Zresztą tego samego, który wyznaczył drogę przez Formentor.  12,5 – kilometrowa droga, oznaczona jako MA-2141, prowadzi przez góry aż do zatoki Sa Calobra. Powstała bez użycia ciężkich maszyn i została wyznaczona w taki sposób, żeby być jak najbardziej przyjazna przyrodzie, przez co nie ma na niej ani jednego tunelu poza jednym naturalnym przesmykiem. Największą atrakcją tej trasy jest zakręt, na którym to droga przecina sama siebie pod kątem 270°. Miejsce to na mapie opisane jest jako Nudo de la Corbata, czyli Węzeł Krawata. Co ciekawe, dzięki współpracy organizatorów Rally Clásico i szwajcarskiego producenta zegarków Oris powstała wyjątkowa linia czasomierzy, których dekle zdobi grawer z wizerunkiem tego zakrętu. Obie te fenomenalne trasy są doskonałymi propozycjami dla fanatyków drogowych serpentyn i ciasnych zakrętów.

Żartujesz?! Jestem ze Szwecji!

Jednak nie tylko hillclimbem żyje się na Majorce. Peter to niezwykle miły gość, który od kilkunastu lat mieszka na wyspie. Po trzecim zawale wycofał się nieco z prowadzonych przez siebie interesów i teraz cieszy się życiem, które wypełniają mu samochody. Gdy pytam go dlaczego postanowił przenieść się na Majorkę śmieje się ze mnie i odpowiada – żartujesz?! Tutaj jest non stop słońce, a ja jestem ze Szwecji. To oczywiste! Odwiedzam go w jego garażu, w którym swoją siedzibę ma Gentlemen Driving Club Mallorca. Klub powstał kilka lat temu, aby ludzie, którzy przyjeżdżają na wyspę i kochają motoryzację, mogli szybko nawiązać nowe znajomości. Dzięki dużej przestrzeni warsztatowej wynajmowanej przez klub, członkowie mogą naprawiać w tym miejscu swoje auta i bezpiecznie je garażować, a o miejsce parkingowe dla klasyka na Majorce jest bardzo trudno. Klub Petera był też odpowiedzią na potrzeby tych, którzy chcieli dużo jeździć swoimi autami, szczególnie po torach i potrzebowali towarzystwa. Na wyspie jest co prawda jeden tor Circuit Mallorca Llucmajor, jednak jest on głównie wynajmowany przez duże koncerny na potrzeby prezentacji nowych modeli dla potencjalnych klientów i dziennikarzy. Dlatego nie bez znaczenia dla rozwoju klubu była bliskość kontynentalnej Hiszpanii, która oferuje aż 14 torów wyścigowych. My akurat spotykamy się z Peterem w przeddzień jego wyjazdu na Nürburgring.

Spokojna przystań

W ciągu tygodnia przejechaliśmy ponad 1000 km po majorkańskich drogach. Poznaliśmy kilkunastu wspaniałych petrolheadów reprezentujących różne środowiska, którzy poświecili nam swój czas, aby podzielić się pasją i pokazać nam wyjątkowe zakątki na wyspie. Majorka to dla wielu z nich bezpieczna przystań i oaza, w której znaleźli spokój po latach poszukiwań tego jedynego wymarzonego miejsca na ziemi. Dobra pogoda, dużo zieleni, otoczenie Morza Śródziemnego, cortado z rana, sangria wieczorem, a w między czasie tapasy. Tutaj życie płynie w swoim powolnym rytmie… do momentu, gdy nie wybierzesz się na przejażdżkę swoim ulubionym samochodem po jednej z krętych dróg!