Wanda mawiała, że jak ktoś źle dopasowuje pokrywkę do garnka, to będzie złym kierowcą.
Historie, o których piszę często doczekują się niespodziewanych kontynuacji. Gdy w kwietniu 2021 roku napisałem artykuł o Rajdzie Pań do Gdyni z 1937 roku jeszcze nie widziałem, że kilka miesięcy później poznam prawnuczkę Ireny Brodzkiej – jednej z uczestniczek tamtych wydarzeń. Po niespełna dwóch latach od opublikowania artykułu dane mi było zupełnie przez przypadek porozmawiać z wnuczką kolejnej uczestniczki tamtego rajdu. Poznajcie Wandę Mieloch – czarną różę z Poznania.

Wanda Mieloch z szoferem Leonem Lichym (źródło: archiwum prywatne T. Mieloch)
Rodzina ogrodników i tajemnica czarnej róży
Maria z domu Gidaszewska i Andrzej Mieloch mieli czwórkę dzieci dzieci: Wandę (ur. 23.06.1904), Ludmiłę (ur. 10.05.1906; zmarła jako dziecko), Leszka (ur. 30.01.1908) i Jerzego (ur. 22.04.1911). W 1912 roku Andrzej Mieloch założył gospodarstwo w Białej Górze w Poznaniu. Wraz z rodziną zajmował się początkowo hodowlą rabarbaru i szparagów. Była to pierwsza taka plantacja w Wielkopolsce. Największą sławą cieszyły się jednak hodowane przez rodzinę kwiaty, a w szczególności róże. Hodowlę prawdopodobnie pomógł założyć Andrzejowi holenderski przemysłowiec z Boskoop Arie Peter van Ness. Legendą, choć jak się okazało prawdziwą, owiane były wyjątkowe czarne róże. Odmiana nazywała się Baccara i charakteryzowała się bardzo ciemnymi płatkami, które wyglądały na czarne. Później gospodarstwo zostało przeniesione do Chartowa, gdzie powstały ogromne szklarnie z kotłownią i dom, a wszystko okalał mur z czerwonej cegły. Róże z Poznania stały się luksusowym i pożądanym towarem.

Rodzeństwo Mielochów: Ludmiła, Leszek, Jerzy i Wanda. Biała Góra, 1912r. (źródło: archiwum prywatne T. Mieloch)
Nie będę służyć wrogowi!
Rodzinie Mielochów niczego nie brakowało, włącznie z własnym szoferem – Leonem Lichym. Znaczący majątek pozwolił na to, żeby Wanda studiowała język i literaturę francuską w Szwajcarii na uniwersytecie w Lozannie. Po śmierci ojca, w 1934 roku, Wanda wróciła do Poznania, aby pomóc w rodzinnym gospodarstwie. Biznes na Białej Górze w spadku przejął jej brat Leszek, który już w 1928 roku mieszkał w Boskoop, holenderskim zagłębiu szkółek ogrodniczych, gdzie prawdopodobnie przygotowywał się do swojej przyszłej roli. Wanda i Jerzy mieli natomiast zająć się gospodarstwem w Chartowie. Wszystko przerwała wojna. Gdy niemieckie wojska wkroczyły do Poznania przejęły kontrolę nad gospodarstwami. Nowi zarządcy nie oszczędzili niestety lwicy Belli, którą Wanda wychowywała od szczeniaka. Zwierzę zostało zastrzelone. Bracia Wandy trafili do niemieckich oflagów. Ona sama wraz z matką postanowiła wyjechać do Włoch pod Warszawą, bo jak pisała w liście do brata – nie chciała służyć wrogowi! W gospodarstwie zostali tylko pracownicy. W stolicy Wanda postanowiła otworzyć filię rodzinnego biznesu. Co ciekawe, choć jak podkreśla prawnuczka Wandy Tamara Mieloch, to jedynie przekaz ustny, na potrzeby firmy Mielochówna zakupiła od Banku Amerykańskiego Pałac Branickich znajdujący się na rogu ul. Smolnej i Nowego Światu. Maria, mama Wandy, miała martwić się skąd wezmą tyle firanek, aby starczyło na wszystkie okna. Niestety w trakcie wojny pałac został zniszczony do pierwszego piętra, a później przepadł wraz z wprowadzeniem dekretu Bieruta.

Wanda z lwicą Bellą (źródło: archiwum prywatne T. Mieloch)
Małżeństwo dla sprawy
Prawdopodobnie już w trakcie wojny Wanda wyszła za mąż za Mikołaja Kiszczenko, o którym wiadomo niewiele. Urodził się 1913 roku w Kazaniu nad Wołgą. Przed zsyłką, na którą trafiła jego rodzina, uratowała go ciotka i wychowywała później w Warszawie. W czasie wojny był więziony w poznańskim Forcie VII (KL Posen), miejscu kaźni Wielkopolan. Z jakich powodów trafił do aresztu Gestapo tego nie wiadomo, bo Niemcy skrzętnie zniszczyli dokumenty. Wiadomo natomiast, że mąż Wandy nabawił się tam gruźlicy i to ona była przyczyną jego śmierci w lutym 1945 roku w szpitalu gruźliczym w Otwocku. Ze związku Wandy i Mikołaja urodziła się dwójka dzieci Andrzej i Tamara – matka (również) Tamary, z którą miałem okazję pracować przy tym artykule. Wnuczka Wandy odnalazła list, w którym babcia wyznała, że wcale nie kochała męża, stąd też przypuszczenia, że mogło być to małżeństwo ułatwiające załatwienie jakiś spraw lub też pozwoliło uniknąć zarekwirowania rodzinnego majątku. W czasie okupacji Wanda również została zatrzymana podczas jednej z łapanek. Na myśl o tym, że w domu została dwójka dzieci, najczystszą niemczyzną tak zrugała niemieckiego żołnierza, że ten natychmiast ją puścił.

Wanda i Mikołaj (źródło: archiwum prywatne T. Mieloch)
Arizona w Zakopanem
Do zimowej stolicy Polski Wanda przeprowadziła się z Warszawy wraz z dziećmi. Tam najpierw prowadziła prawdziwą drewnianą góralską willę Ros-Ami, a później pensjonat Arizona przy ul. Sienkiewicza 35. Niestety po wojnie, zmuszona przez nową komunistyczną władzę, Wanda musiała sprzedać Arizonę. W Zakopanem Mielochówna prowadziła towarzyskie życie. Przyjaźniła się ze słynnymi tancerkami znanymi jako Siostry Halama. Zespół składał się z Marty Ciegielskiej – Halama i jej czterech córek – Józefiny, Leokadii, Alicji i Heleny. Utrzymywała również bardzo zażyłą relację ze znaną mistyczką Stefanią Fullą Horak. Stefania w czasie wojny była łączniczką AK, później przez sowietów została skazana na 10 lat łagru. Odbyła cały wyrok przechodząc prawdziwą drogą przez mękę. W gułagu poddano ją operacji i bez znieczulenia wycięto jej żołądek oraz dwunastnicę. Przy życiu trzymała ją wiara w Boga, któremu zawdzięczała objawienia świętych nawiedzających ją do 1935 roku. O jej życiu można przeczytać w książce Święta Pani. Objawienia i wizje mistyczne.

Pensjonat Arizona w Zakopanem (źródło: archiwum prywatne T. Mieloch)
Rajd Pań do Gdyni
Historia rajdu Pań do Gdyni z 1937 roku wraca do mnie co jakiś czas w różnych postaciach. Przede wszystkim za sprawą łódzkiej automobilistki Ireny Brodzkiej, co do której udaje mi się co jakiś czas znaleźć nowe wiadomości. Gdy w artykule sprzed dwóch lat wspominałem o Wandzie Mieloch i jej Aero, nawet nie myślałem, że Wanda stanie się bohaterką kolejnego artykułu. Niestety udział Wandy w rajdzie był… krótki.

Samochody uczestniczek Rajdu Pań do Gdyni na Wybrzeżu Kościuszkowskim. Na pierwszym planie Aero 50 Mielochównej, 1937r. (źródło: NAC)
Wielka tragedia wydarzyła się na próbie szybkości płaskiej pod Łomiankami. Panna Wanda Mielochówna kupiła sobie takiego pięknego sportowego Aero50. Wóz biały, jak śnieg i szybki, jak wiatr. Podobno 140 km/g daje bez trudu. Ale regulamin mówi wyraźnie, że wóz musi być czteromiejscowy, a Aero 50 to dwumiejscówka z bocznym “notsitzem”. Czwartego miejsca ani na lekarstwo, ledwie się bańka z oliwą zmieści. Komisja Sportowa może bardzo chciała, ale nie mogła uznać wozu za równorzędny z czteromiejscowymi “przepisowymi turystycznymi” . Łzy kręciły się w ładnych oczach panny Wandy – „trzeba było jechać poza konkursem, rezygnując z nagród. Cóż robić – jak nie można inaczej?” Nie na tym jednak koniec tragedii. Zagrał ostrym dźwiękiem dwutaktowy silnik, pomknął biały Aero, jak ptak, przeleciał pierwszy kilometr, zaczął drugi – i – coś na 200 metrów przed metą stanął. Silnik przestał pracować! Woda się leje. Cóż się okazało – uszczelka bloku puściła, świece zalane, silnik stanął. Wóz był nowy, nowiutki przyszedł z fabryki w Pradze, zaledwie miał 1500 km na liczniku. Pewnie nie bardzo dotarty jeszcze. Pękła uszczelka, pękły nadzieje panny Wandy. W domu pewnie więcej się łez polało… Proszę się nie martwić – na przyszły rok będzie więcej doświadczenia i więcej sukcesów. Raid A.P. to nie spacer – trzeba wiedzieć jak zwyciężyć i dobrze nad sukcesem popracować [1]
Wyścig pod Ojcowem
W czerwcu 1938 roku Mielochówna wzięła udział w wyścigu pod Ojcowem zorganizowanym przez Krakowski Klub Automobilowy. Trasa wyścigu liczyła 3,5km i najlepsi uczestnicy pokonywali ją w czasie poniżej trzech minut. Rywalizacja przyciągnęła ok. 10 000 widzów, ale biorąc pod uwagę dokładność przedwojennych dziennikarskich szacunków należy przyjmować takie rewelacje z pewnym marginesem. Ciekawostką natomiast jest, że czas przejazdów mierzyły nowoczesne jak na ówczesne czasy zegary elektryczne. Wanda jadąca w wyścigu swoim Aero (1100cm) spisała się doskonale.

Wanda Mieloch podczas wyścigu pod Ojcowem, 1938r. (źródło: NAC)
Z czasem 3 min 31,545s zajęła 6. miejsce i uplasowała się w połowie stawki w kat. Samochodów Sportowych. Jak pisała w swoich listach na zawody dojechała niezwykle zmęczona fizyczną pracą w gospodarstwie i być może w lepszych warunkach wynik mógł zostać poprawiony. Z pewnością największe emocje wzbudzał jednak start Samochodów Wyścigowych. W tej kategorii startował ulubieniec publiczności Jan Ripper. Rekord trasy (2 min 48,750s) ustanowił zawodnik z Czechosłowacji, jadący Bugatti Bruno Sojka. I to właśnie jemu Ripper musiał ustąpić pierwszeństwa na podium. Krakowianin jadący w wyścigu w Bugatti uzyskał czas 2 min 49,280s.

Wanda Mieloch przy swoim Aero. Wyścig pod Ojcowem, 1938r. (źródło: NAC)
Tym niemniej wyścig pod Ojcowem traktować należy jako “sprint samochodowy” coś jakby stumetrówkę w lekkiej atletyce. Dawny Wyścig Tatrzański, który miał tak piękną tradycję, odbywał się na trasie mniej więcej dwukrotnie dłuższej i był w sumie imprezą niewątpliwie bardziej wartościową z punktu widzenia możliwości wykazania umiejętności kierowcy i wartości maszyny[2].
Szlachetna panienka
Jak dowiemy się z czasopisma Zdrój Wanda na własny koszt przewiozła z Lozanny do Polski Jakuba Jaworskiego starca emigranta, powstańca z 63 r. Stęsknionego za ojczyzną starca otoczyła troskliwą opieką moralną i materialną i przywiozła do Poznania. Biedny starzec, co w wiośnie życia walczył o wolność, od upadku powstania aż do ostatnich dni tułał się po święcie, aż u zmierzchu życia poratowała go młoda szlachetna panienka[3].

Wanda (po prawej) z przyjaciółkami w Holandii (źródło: archiwum prywatne T. Mieloch)
Jaguarem do Holandii
Wanda prężnie działała w poznańskim oddziale Polskiego Touring Klubu, była nawet członkiem lokalnej Komisji Sportowej P.T.K.. 1 czerwca 1936 roku wraz z Eleonorą Świtalską, małżonką Ferdynanda Świtalskiego – wiceministra skarbu i prezesa głównego zarządu P.T.K., wyruszyły Jaguarem SS1 z Poznania do Holandii. Według doniesień Touringa[4] do Holandii przez Berlin, Hanower i Kolonię dzielne panie dojechały w dwa dni pokonując tym samym dystans ok. 1000 km! W kraju róż i tulipanów automobilistki zwiedziły między innymi Hagę, Rotterdam, Haarlem, Goudę i Boskoop. W tym ostatnim mieście Mielochowie mieli współpracowników, którzy pomagali przy ich plantacji, więc możemy domniemać, że kierunek podróży nie był przypadkowy. Co więcej, w holenderskim Alsmeer Wanda miała serdecznych znajomych – małżeństwo Verbeck, z którymi utrzymywała listowne kontakty.

Wanda i Verbeckowie (źródło: archiwum prywatne T. Mieloch)
Po dwutygodniowym pobycie za granicą wróciły w doskonałej formie i bez jakiegokolwiek defektu maszyny, dumne ze swego wyczynu. I z pewnością nie była to jedyna zagraniczna podróż odbyta samochodem, bo jak przeczytamy Touringu z marca 1938 roku Wanda wraz z innymi poznańskimi automobilistami wybrała się do Berlina na Międzynarodową Wystawę Samochodową. W wycieczce wzięło udział 95 osób w 24 samochody i jednym autobusie.

Wanda i Eleonora w drodze do Holandii. Kolonia, 1936r. (źródło: Touring nr 8/1936)
Próba prędkości
Prawdopodobnie jedną z ostatnich imprez motoryzacyjnych przed wojną, w której wzięła udział Wanda był zorganizowany w dni 7 maja 1939 roku Dzień rekordów i prób szybkości[5]. Maj 1939 roku to przedsionek zbliżającej się wojny, którą dało się wyczuwać w powietrzu, może dlatego w imprezie wzięło udział zaledwie 11 kierowców. Próbę zorganizowano na betonowej szosie na odcinku Warszawa – Modlin. Niestety biciu rekordów nie sprzyjały warunki pogodowe, bo tego dnia padał deszcz i wiał silny wiatr. Dlatego zdecydowano o dwóch przejazdach z wiatrem i pod wiat, a do wyniku końcowego zaliczano średnią prędkość z oby przejazdów. Wanda zaliczyła tylko jeden przejazd… bo jej Aero zaniemogło. To co wzbudziło zainteresowanie obserwatorów, to fakt, że w trudnych warunkach jej auto trzymało się drogi jak przyklejone. Zmagania zakończyły się ustanowieniem nowego rekordu Polski dla kat. F ( 1100ccm – 1500ccm). Kierowca Borowik jadący Lancią Aprillą, ze startu lotnego – 1km mierzony i 1,5km rozbiegu, uzyskał w dwóch przejazdach średnią prędkość 124,161 km/h.

Podczas próby prędkości, 1939r. (źródło: Auto 5/1939)
Jesień w Borowinach
Po okresie zakopiańskim i wymuszonej sprzedaży pensjonatu Wanda wraz z matką i dziećmi przeniosła się do Podkowy Leśnej do majątku Willa Borowin. W listach do Stefanii Horak pisała, że gospodarstwo było bardzo zaniedbane i zniszczone. Kobiety wyremontowały dom, nawet postawiły dwie szklarnie z kotłownią, dzięki którym chciały powrócić do hodowania kwiatów. Plan na nowy biznes nie powiódł się. Wanda była coraz bardziej schorowana, Maria coraz starsza, a dzieci nie widziały przyszłości w tym biznesie. Gospodarstwo było coraz bardziej zadłużone, aż w 1985 roku jedynym wyjściem było jego rozparcelowanie i sprzedaż jego części. Nie zmienia to jednak faktu, że majątek Borowin graniczył z Zarybiem należącym do Haliny i Janusza Regulskich – znanych automobilistów, więc ci z pewnością musieli się znać. Wanda zmarła dwa lata po podziale gospodarstwa i została pochowana w rodzinnym grobie w Milanówku. W stuletnim modrzewiowym domu w Borowinach wciąż mieszka wnuczka Wandy.

Maria Mieloch, matka Wandy, w Borowinach (źródło: archiwum prywatne T. Mieloch)
Serdeczne podziękowania dla p. Tamary Mieloch
za poświęcony czas i udostępnione materiały.
Źródła:
[1] VII Raid Pań, Auto nr 10/1937
[2] Wyścig pod Ojcowem, Auto 7/1938
[3] Szlachetna panienka, Zdrój: pismo młodzieży polsko – katolickiej nr 3/1925
[4] Dzielne automobilistki, Touring nr 8/1936
[5] Dzień Rekordów i Prób Szybkości, Auto nr 5/1939