2083896509.M2E4MWE5Zg==.OGMzMDgzMmJlNjdl.NDA5NGJkMjMyMzEzNzFiNmZhNTg=

Irena Brodzka – gwiazda łódzkiej palestry i automobilistka

Kamienica w centrum Łodzi. Kryształowe kieliszki wypełnia domowa wiśniówka. Powietrze przeszywa papierosowy dym i wspomnienia z dawnych czasów. Niezwykłe spotkanie!

Na postać Ireny Brodzkiej, łódzkiej adwokat, działaczki społecznej i zapalonej automobilistki, natrafiłem w materiałach źródłowych przygotowując artykuł o Rajdzie Pań do Gdyni z 1937 roku. Kilka miesięcy później miałem ogromną przyjemność spotkać się z prawnuczką Ireny, Justyną Brodzką, która opowiedziała mi o swojej prababci.

Prywatnie

Irena Maria Brodzka urodziła się 21 października 1901 r. w Łodzi. Była córką Leona Brodzkiego i Heleny, z domu Pańskiej. Do szkoły średniej uczęszczała prawdopodobnie w Odessie. Na Uniwersytecie Warszawskim ukończyła prawo. Aplikację adwokacką realizowała pod okiem wybitnego łódzkiego prawnika i działacza politycznego Bolesława Fichny. Wyspecjalizowała się w prawie karnym. Do 1933 roku swoją kancelarię prowadziła przy ul. Gdańskiej 79 w Łodzi. To właśnie w tym miejscu, w 1928 roku, na zlecenie Heleny Brodzkiej wybudowana została jasnoróżowa modernistyczna willa. Budynek istnieje do dziś i jest jednym z przykładów pereł łódzkiego modernizmu mieszkalnego. Architekt Wiesław Lisowski, odpowiedzialny za projekt willi, został opisany w książce Justyny Brodzkiej „Architekci miasta Łodzi – Wiesław Lisowski”. W 1933 roku budynek zmienił właściciela, a Irena wraz ze swoją matką Heleną i synem Jerzym zamieszkali w kamienicy przy ul. Gdańskiej 42.

Irena Brodzka, Edward Król, Jerzy Brodzki (źródło: archiwum prywatne J. Brodzkiej)

Szermierz

Pierwszym mężem Ireny był pochodzący z Krakowa Karol Rimler. Nie do końca wiadomo w jakich okolicznościach się poznali, ale z pewnością para pobrała się w Łodzi 23 października 1920 r. Rodzina Karola od 1844 roku produkowała bardzo znane i cenione parasole, laski i kapelusze. Jego życiową pasją była szermierka. W 1923 roku przyczynił się do powstania łódzkiego Klubu Szermierczego. Siedem lat później wywalczył szermiercze mistrzostwo Łodzi Wojskowego Klubu Sportowego. Jeszcze przed wojną pełnił funkcję kierownika Wydziału Kanalizacji i Wodociągów w Łodzi. W tym okresie był zamieszany w aferę finansową, która wybuchał w tymże wydziale. Finalnie został oczyszczony ze wszystkich zarzutów. W latach 30-tych XX w. założył Fabrykę Kartonaży przy ul. Świętokrzyskiej 17 w Łodzi zajmującą się produkcją opakowań dla wszelkiego rodzaju przemysłu.

Karol Rimler (źródło: Panorama, 1930-01-26, Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Łodzi)

Rozwód

Małżeństwo Ireny i Karola rozpadło się w 1930 roku. Karol miał pewnego dnia nakryć swoją żonę z kochankiem, jednak wydaje się, że to nie to wydarzenie doprowadziło ostatecznie do rozstania. W 1937 roku Rimler został oskarżony „o zmuszanie robotnic do uległości”. Cały proceder miał mieć jednak miejsce wiele lat wcześniej. Sprawa była bardzo głośna i wywołała powszechne zainteresowanie w łódzkich kręgach towarzyskich. Z uwagi na próby nakłaniana świadków do zmiany zeznań, podejrzany został natychmiast aresztowany, o czym oczywiście poinformowała prasa. Przed sądem Karola Rimlera bronił adwokat Bolesław Fichna. Ostatecznie ze wszystkich zarzutów został oczyszczony. Sąd uznał, że był to zaplanowany atak mający na celu oczernienie i zwalczenie konkurencyjnego zakładu. Czy tak rzeczywiście było? Dziś jest to już nie do ustalenia. Jednak z jakiegoś powodu, rozstając się w 1930 roku z Karolem łódzka adwokat wystąpiła o unieważnienie ich małżeństwa u samego papieża. Trzeba mieć świadomość, że taki akt w okresie przedwojennym wymagał dużego wysiłku, wielu znaczących kontaktów, a przede wszystkim kosztował krocie. Irena dopięła swego i wróciła do panieńskiego nazwiska. Ze związku z Karolem urodził się Jerzy Aleksander, który wybrał w życiu karierę dziennikarską. Pracował dla „Sportu”, a później był korespondentem „Reutersa”. W końcu został szefem polskiego oddziału American Associated Press i to stanowisko piastował aż do śmierci. W styczniu 1964 roku towarzyszył Marlenie Dietrich, gdy aktorka składała kwiaty przy Pomniku Bohaterów Getta.

Jerzy Brodzki (z lewej) i Marlene Dietrich w Warszawie, 19 stycznia 1964 r. (źródło: PAP CAF, Cezary Langda)

Wieluń

Na dzień przed wybuchem II wojny światowej Irena ponownie wyszła za mąż. Tym razem za prawnika ze szlacheckiej rodziny Antoniego Rembowskiego. W połowie 1935 roku Antoni podjął pracę w Sądzie Okręgowym w Łodzi, początkowo jako asesor, potem jako sędzia grodzki, a następnie na własne żądanie przeniósł się do prokuratury. Ich związek budził towarzyskie zainteresowanie, bowiem partner Ireny był aż o 7 lat od niej młodszy. W tym okresie, Irena wraz z synem częściowo mieszkała w Łodzi, a częściowo w majątku Rembowskiego w Teklinie nieopodal Wielunia. Stał tam piękny dwór wraz z kompleksową zabudową folwarczną, po którym nie ma dziś śladu. Z ich związku urodziła się Irena Alina Rembowska. Niestety życie nie przewidziało szczęśliwego zakończenia tej historii. Irena zmarła w 1940 roku kilka dni po porodzie. Prawdopodobnie doszło do ogólnego zakażenia organizmu. Jej córeczka zmarła w skutek ciężkiej choroby w trzecim miesiącu życia. Przy ukochanej żonie i córce w chwili śmierci nie było Antoniego, który został wysłany w tym czasie na front.

Irena (druga od lewej) i znajomi w Gołuchowie (źródło: archiwum prywatne J. Brodzkiej)

Kariera

Choć ta historia nie ma szczęśliwego zakończenia, to życie prywatne i zawodowe Ireny było niezwykle barwne. W 1937 roku była obrońcą Stanisława Cichockiego ps. Szpicbródka w procesie o nieudany napad na bank w Zgierzu. Cichocki był jednym z najsłynniejszych kasiarzy II RP, który rozsławił się niewiarygodnymi włamaniami i napadami. Zachowując przy tym wizerunek nienagannego dżentelmena i bywalca salonów. Gdy na ławie oskarżonych zasiadła „niezwykła szajka oszustów” Brodzka występowała w procesie jako jeden z obrońców. Wśród 13 oskarżonych znalazło się 2 policjantów. Szwindel polegał na tym, że oszuści oferowali atrakcyjne towary w niskich cenach zapewniając o legalnym pochodzeniu. Gdy kupiec opuszczał mieszkanie, w którym dochodziło do transakcji, na ulicy podchodził do niego podstawiony policjant. Zdezorientowany kupiec, najczęściej ratował się ucieczką pozostawiając towar przy funkcjonariuszu. Ten jak gdyby nigdy nic wsiadał do bryczki i oddalał się z miejsca zamieszania.

Działaczka

Mimo udziału przy głośnych procesach, Brodzka reprezentowała również łódzką biedotę, pobierając za to symbolicznego grosza. Znana była ze swoich lewicowych i postępowych poglądów. Nieżyjący już mecenas Edward Król, który praktykę adwokacką rozpoczynał pod okiem Brodzkiej, wspominał swoją patronkę jako bardzo ciepłą i miła osobą, która potrafiła zjednywać sobie współpracowników i zwykłych ludzi. Bliskie były jej problemy łódzkich kobiet i ich prawa. 8 listopada 1931 roku reprezentowała środowisko adwokackie w niecodziennym wydarzeniu w Filharmonii Łódzkiej, jakim był „poranek dyskusyjny »Małżeństwo czy prostytucja«”. Inicjatorem spotkania był popularny satyryk, pisarz, publicysta, tłumacz i działacz żydowski – Leo Belmont właśc. Leopold Blumental.

Afisz prasowa spotkania “Małżeństwo czy prostytucja” (źródło: Ilustrowana Republika, Nr 303/1931, Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Łodzi)

Futro

Obracanie się w bardzo różnorodnych środowiskach gwarantowało łódzkiej adwokat szerokie znajomości. W rodzinie Brodzkich krążyło wiele anegdot o Irenie. Pewnego dnia z jej samochodu skradzione zostało futro. Policja stawała na głowie, aby znaleźć okrycie. Ku zdziwieniu wszystkich przedmiot sam wrócił do właścicielki po tym, gdy złodzieje zorientowali się kogo okradli. Do futra dołączony był bukiet kwiatów i list przeprosinowy podpisany przez Menachema Bornsztajna, legendarnego łódzkiego przestępcę z Bałut. Nie mniejsze było zdziwienie Justyny Brodzkiej, gdy na podobnie brzmiącą historię trafiła zupełnie przez przypadek w książce Waldemara Wolańskiego „Ślepy Maks – Historia prawdziwa”. Autor opisuje w niej zajście, które miało mieć miejsce w Łodzi podczas wizyty Bolesława Wieniawy – Długoszowskiego. Adiutant Józefa Piłsudskiego miał spotkać się na flirt i herbatę z „pewną damą w cukierni na Bałutach”. Po skończonym spotkaniu okazało się, że z samochodu, podczas nieuwagi szofera, skradziono „angielski pled z wielbłądziej wełny”. Na nogi postawiono całą komendę przy ul. Kilińskiego, bo Długoszowski wpadł w istny szał. Pled się znalazł, zaraz po tym jak podinspektor Zygmunt Nosek skontaktował się w tej sprawie z Bornsztajnem i poprosił go o ratowanie wizerunku łódzkiej policji. Generał nie mógł się nachwalić sprawności funkcjonariuszy. Czy są to te same historie, jednak opowiedziane z różnych perspektyw i przekazywane przez lata uległy zniekształceniu? A może są to dwie, zupełnie różne anegdoty?

Irena (trzecia od lewej) i znajomi w Gołuchowie (źródło: archiwum prywatne J. Brodzkiej)

Znajomości

Nie można z pełną stanowczością stwierdzić, czy Brodzka miała jakiekolwiek kontakty z największym łódzkim gangsterem okresu dwudziestolecia. Nie można też temu zaprzeczyć. Wpływy Ślepego Maksa były tak ogromne w Łodzi, że znał większość lokalnych adwokatów i policjantów. Daleko szukać, wspomniany już podinspektor Zygmunt Nosek został prawomocnie skazany za układanie się z Bornsztajnem przy różnych okazjach. Podczas głośnego procesu o brutalne zabójstwo Piotra Makowskiego, adwokat Brodzka razem z adwokatem Wilhelmem Lilkerem występowała jako obrońca. Lilker natomiast pojawiał się w roli obrońcy właściwie za każdym razem, gdy na ławę oskarżonych trafiał łódzki Al Capone. Adwokat Zygmunt Deczyński również mógł poznać Brodzką z Bornsztajnem. Mecenas współpracował przy różnych procesach zarówno z Brodzką, jak i z Lilkerem przy sprawach łódzkiego króla dintojry.

Irena i Karol Szczech (źródło: archiwum prywatne J. Brodzkiej)

Styl

Łatwiejszą sprawą do rozstrzygnięcia jest to, że Irena była piękną kobietą, która uwielbiała sport. Świetnie jeździła na nartach i łyżwach. Często odwiedzała Zakopane, gdzie mieszkała jej rodzina, związana z rodem Fadenów – słynnych producentów nart. Swoją pewnością siebie imponowała mężczyznom. Zdarzało się, że za swoje cięte wystąpienia na sali rozpraw była upominana i karana przez sąd. Zawsze świetnie się ubierała, głównie w łódzkim atelier przy ul. Jaracza. O jej stylu i doskonałym guście pisali nawet dziennikarz relacjonujący Rajd Pań do Gdyni. Janina Ratyńska, która towarzyszyła Brodzkiej na I etapie rajdu z Warszawy do Gdyni napisała: „…jest kobietą pracy, praktykującą adwokatką i z własnych zarobków utrzymuje dom i samochód. Automobilizm uważa za najlepszy odpoczynek po pracy. Prowadzenie samochodu to dla niej nie tylko rozrywka sportowa, ale i idealne odprężenie nerwowe. Jeździ już od 9-ciu lat. Brała udział w licznych imprezach automobilowych i z dobrymi rezultatami o czym zresztą świadczą plakiety na Hansie, które tak mnie frapowały od początku naszej jazdy” [2]. Uwadze dziennikarki nie umknął modny ubiór łódzkiej mecenas: „Króciutka »jupe-culotte«, zgrabny brązowy żakiecik przerabiany czerwoną nitką, czerwone pantofelki z węża, czerwone rękawiczki i woreczek. Na głowie modnie zawiązana chusteczka. Całość bardzo elegancka” [2].

 

Swego rodzaju sensację wśród widzów w miasteczkach, przez które przejeżdżały maszyny raidowe, budziła p. Brodzka, która nosiła na głowie kolorową chusteczkę chłopską. Twierdzi ona, że tego rodzaju nakrycie głowy jest bardzo praktyczne w czasie jazdy autem. Mniej widoczne na zewnątrz auta… były spodenki pani Brodzkiej, uszyte w ten sposób, iż na pierwszy rzut oka wyglądały na spódniczkę. — Właścicielka ich, była pozatem jedyną panią wśród zawodniczek, która nie wyrzekła się nawet na czas trwania zawodów bucików na wysokim francuskim obcasie. […] opony i koła zmieniała samodzielnie, czyniąc to w rekordowym czasie. Na pierwszym etapie, zmieniała ta zawodniczka dwa razy opony, tracąc na to zaledwie osiem i pół minuty (…) a w chwili w której inne zawodniczki odpoczywały w Warszawie po trudach raidu, ona pędziła już swoim autem z powrotem do Łodzi do swoich klientów” [3]

 

Automobilistka

Motoryzacja w życiu Ireny była równie istotna jak modne ubrania i sport. Z tego co udało nam się ustalić na pewno jeździła Hansą 1100, Polskim Fiatem 508 i Chevroletem. Na przestrzeni lat Łodzianka brała udział w wielu imprezach, między innymi w jesiennym rajdzie na Kurpiach (1936), rajdzie zimowym do Zakopanego, Wiosennej Jeździe A. P. (1939), a nawet zdobyła nagrodę pań w jeździe konkursowej na Targi Poznańskie (1939). Jak już wspomniałem na początku, na jej postać natrafiłem przygotowując się do pisania o VII Rajdzie Pań do Gdyni. Czytając materiały źródłowe dotyczące wyłącznie tego wydarzenia dostrzegłem pewną ciekawą zależność. Nawet Halinie Regulskiej, bardzo mocno lansowanej automobilistce okresu międzywojennego, nie poświęcano w tych relacjach tyle miejsca co Irenie. Dziennikarzom imponowała nie tylko jej sprawność za kierownicą, ale również postawa silnej, zaradnej automobilistki. Kilka miesięcy przed rajdem do Gdyni Brodzka wraz z synem wyruszyła w odważną, liczącą 6500 km, podróż po Europie Środkowej! Wyprawa była na tyle imponująca, że zasługuje na osobne opracowanie.

Irena Brodzka przy Hansie 1100, VII Rajd Pań 1937 r. (źródło: NAC)

Lisica

O „Pogoni za Lisem” Brodzka napisała sama w grudniowym wydaniu miesięcznika TOURING. Wydarzenie odbyło się deszczowej niedzieli 7 listopada 1937 roku i wzięło w nim udział 11 zawodników (10 z Łodzi i 1 z Warszawy). Zadaniem Brodzkiej było oznaczenie trasy farbą, maksymalnie do 3 km od każdego skrzyżowania, którą mieli wytropić uczestnicy pogoni i odnaleźć lisa, którym była ona i jej Hansa 1100. Start odbył się pod Głownem. Następnie „zwierzyna” uciekała przez Stryków, Lipkę, Nowosolną, Mileszki, Wiśniową Górę, a na końcu polną drogą do zagajnika w Pałczewie – tu wśród smolnych sosen, zdobny w mokrą białą płachtę mókł 3 godziny biedny »lis« »Hansa« w towarzystwie zastępcy lisiego »Fiata 508« doktora Stefana Kopczyńskiego. Gdyby nie pełen wigoru patefon, paręset tartinek, nieodłączna pociecha sportowca »woda ognista na wiśniach« nie doczekałabym chyba godz. 12.41, kiedy to z jękiem, poświstem i zgrzytem, skacząc przez zagony i co mniejsze wykroty drzewne, zaniebieszczył się na Aero 50 prezes Jan Weigt, Kolumb i odkrywca »lisa«” [4] W kolejnych minutach do mety dotarli Jerzy Rozenblat i Karol Hornberger. Jak wspomina sama Irena pamiątkowych zdjęć nie wykonano z uwagi na ulewny deszcz, ale kanapki tzw. tartinki spałaszowano bardzo szybko nie bacząc na ulewę. Następnie w korowodzie, za komandorem rajdu Tadeuszem Rozenblatem, cała pogoń udała się na raut do, nieistniejącej już dziś, renomowanej łódzkiej restauracji Tivoli (ul. Tuwima 3, wcześniej ul. Przejazd 1). Na miejscu w wybornych humorach, przy doskonałym jedzeniu i odpowiednim napitku, wręczone zostały nagrody i pamiątkowe plakiety zaprojektowane własnoręcznie przez Irenę!

Irena w ukochanej Hansie 1100 (źródło: archiwum prywatne J. Brodzkiej)

Gdyby Remigiusz Mróz tworzył w dwudziestoleciu międzywojennym, to z pewnością Joannę Chyłkę z powodzeniem zastąpiłaby Irena Brodzka. Była postacią nietuzinkową, o niełatwym charakterze i magnetyzującej osobowości. Analizując zarówno jej życie zawodowe, jak i prywatne, myślę, że była kobietą spełnioną. Zawsze pewnie zmierzała tam dokąd chciała i w trudnych czasach sama walczyła o swoją pozycję. Jej życie, choć bardzo krótkie, było wielobarwne. Od jasnego blasku ukochanej Hansy, przez powagę adwokackiej togi, aż do ciemnej karty zapisanej w wieluńskim szpitalu. Niestety przewrotne powojenne losy rodzin Brodzkich i Rembowskich sprawiły, że do dziś zachowało się niewiele osobistych rzeczy po Irenie. Brakuje zdjęć, dokumentów i notatek. Od lat Justyna Brodzka sukcesywnie stara się odnajdywać i opisywać kolejne pamiątki po prababci. Może nawet doczekamy się książki!

 

Źródła:
[1] Brodzka J., Siedem pokoleń w Łodzi. Pańscy, Brodzcy i Rimlerowie, Kronika Miasta Łodzi: kwartalnik., 2011, nr 4 (56)

[2] Ratyńska I., Rajd samochodowy pań, Kobieta w świecie i w domu, 1937, nr 20

[3] R.B., 10 pań przy kierownicy, AS, 1937, nr 39

[4] Brodzka I., Lis ma głos, Touring, 1937, nr 12

Materiały prasowe ze zbiorów Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Łodzi oraz archiwum prywatne Justyny Brodzkiej.

Tekst: Sławomir Poros