„Zdaniem fachowców – automobilistów, kobieta prowadząca auto jest większą ryzykantką, niż mężczyzna. Panie nie lubią przegrywać. Jeśli się już decydują na wzięcie udziału w raidzie, to nie tyle z mocnem postanowieniem wygranej, lecz z obawą, aby nie przegrać” – AS (nr 39 / 1937)

Kawiarnia Cafe Bałtyk w budynku ZUS przy ul. 10 Lutego 24, ok. 1937r. (źródło: Muzeum Miasta Gdyni)
Gdynia
Podczas mojego krótkiego weekendowego pobytu w Gdyni kilkukrotnie, w różnych okolicznościach, moją uwagę zwracała na siebie historia, która wydarzyła się w tym pięknym mieście w 1937 roku. Po raz pierwszy na ślad opisywanych poniżej wydarzeń natrafiłem na wystawie „Gdynia Dzieło Otwarte” w Muzeum Miasta Gdyni. Na marginesie, gorąco zachęcam Was do odwiedzenia tego miejsca, bo naprawdę warto! Później znalazłem inspirujące zdjęcia w albumie „Gdynia – Tel Awiw”. W ten sposób, przemierzając modernistyczne ulice „miasta z morza” uznałem, że o wydarzenia, o których zaraz przeczytanie, chciałbym opowiedzieć w taki sposób, w jaki mówiono o nich blisko 100 lat temu.

Start rajdu, Wybrzeże Kościuszkowskie, 1937r. (źródło: NAC)
Rajd Pań
„Pierwszy w Polsce rajd pań odbył się w roku 1926 i poza pięcioletnią przerwą w latach tak zwanej « demotoryzacji » organizowany jest przez Automobilklub Polski corocznie. W latach 1929 i 1930 triumfowała na rajdach pierwszorzędna polska kierowczyni p. Koźmianowa, która m. in. osiągnęła wspaniały czas na wyścigu maksymalnej szybkości, bo ponad 119 km na godzinę. W ostatnich latach na czoło polskich automobilistek wybiła się p. Regulska, zwyciężczyni wielu konkurencyj zeszłorocznego i tegorocznego rajdu. Organizacja rajdu była pierwszorzędna. Na całej trasie Warszawa — Gdynia i z powrotem ustawieni byli na wszystkich zakrętach i skrzyżowaniach szos dróżnicy, względnie policjanci, którzy wskazywali właściwą drogę i wstrzymywali w miasteczkach ruch uliczny na chwile przejazdu maszyn rajdowych” [1]. VII Rajd Pań, który odbył się we wrześniu 1937r., składał się z kilku konkurencji oraz z 2 etapów głównych, czyli jazdy na trasie Warszawa – Gdynia i z powrotem. W każdym z samochodów musiały znaleźć się 4 osoby: kobieta w roli kierowcy, mechanik, kontroler z ramienia Automobilklubu Polskiego (A.P.) oraz pasażer, którym przeważnie byli przedstawiciele prasy lub znajomi.

Odprawa zawodniczek i kontrolerów A.P., 1937r. (źródło: NAC)
Start
W sobotę rano, 18 września 1937r., na wybrzeżu Kościuszkowskim w Warszawie stawiło się 10 samochodów. Po próbie rozruchu silnika zawodniczki udały się do Łomianek, gdzie na odcinku o długości 2 km przeprowadzono próbę szybkości ze startu z miejsca oraz z rozbiegu. Konkurencje wygrała Halina Regulska. Niestety już na tym etapie swój udział w rajdzie zakończyła Wanda Mielochówna, która zbyt mocno forsując swoje nowiutkie, mające zaledwie 1500 km przebiegu, białe Aero 50 doprowadziła do pęknięcia uszczelki pod głowicą. Wspomnieć należy, że Mielochówna startowała poza konkurencją, bowiem regulamin wymagał, aby każde auto dopuszczone do rajdu było czteromiejscowe, a Aero miał zaledwie dwa miejsca.

Samochody uczestniczek rajdu na Wybrzeżu Kościuszkowskim. Na pierwszym planie Aero 50 W. Mielochównej, 1937r. (źródło: NAC)
Następnie rozpoczęła się docelowa trasa rajdu z Warszawy do Gdyni, która liczyła 404 km. Pierwsza na mecie w Gdyni zameldowała się Regulska jadąca Steyrem 120 z numerem startowym 3. „Do Gdyni wszystkie « autisitki » przybyły zdrowe i całe. (..) Owszem była niespodzianka – «Batory» w porcie i niezastąpiony Kołłupajło – redaktor gazety okrętowej, stary przyjaciel raidów A. P. – znają go dobrze starzy kierowcy. Tym razem więc dla odmiany był Scherry Cobbler i Schottisch whisky” [2]. W ASie o I etapie rajdu przeczytamy: „Nastrój w czasie raidu był miły i serdeczny, może właśnie dzięki temu, że przy kierownicach zasiadły panie, nie zaś wyłącznie o swym motorze rozprawiający panowie. Należy to zapisać na plus kierowania auta przez kobietę. Nadzwyczajna uprzejmość dla pasażerów swego samochodu (tu też kobieta jest w pewnym zakresie «panią Domu» i humor pań sprawiły, że na półmetku w Gdyni, choć nazajutrz czekało wszystkich wstawanie o trzeciej rano, bawiono się beztrosko!” [3]. Jak widać, czy był to Wyścig Tatrzański w Zakopanem, czy Raj Pań do Gdyni, po wysiłku za kierownicą zawsze należał się zasłużony odpoczynek!

Transatlantyki: “Batory” i “Piłsudski” przy Molo Pasażerskim w Gdyni, 1936r. (źródło: NAC / fot. Borkowski Kazimierz)
Artystka
Jeśli o zabawie mówimy, to wspomnijmy o jednej z barwniejszych postaci wśród uczestniczek VII Rajdu Pań, mianowicie o Krystynie Dydyńskiej jadąca D.K.W. z numerem startowym 11. W ASie napisano o niej: „Artystka – malarka, poświęcająca się wyłącznie projektowaniu, a nawet, własnoręcznemu wykonywaniu nowoczesnych mebli, podróżowała w eleganckiej angielskiej marynarce uszytej na wzór męskich” [3]. Na łamach tego samego tygodnika Dydyńska wyznała: „Kocham w życiu trzy rzeczy: samochód, alkohol i marynarzy. Dlatego zdecydowałam się na ten raid i… na butelkę Machandla w Gdyni (specjalna wódka, znana na Wybrzeżu), w towarzystwie rozkosznych chłopaków, naszych wilków morskich” [3]. Biorąc po uwagę zainteresowania Dydyńskiej, możemy przypuszczać, że główną bohaterką anegdoty przytoczonej przez dziennikarza ASa w dalszej części jego artykułu, również jest artystka z Warszawy – „Jak wiadomo, zawodniczce nie wolno używać innych narzędzi prócz tych, jakie wiezie ze sobą. Jedną z zawodniczek przyłapałem na gorącym uczynku – pożyczania od innej obsady… korkociągu. – Przepraszam panią – mówiłem – ja tak się interesuję wszystkimi szczegółami odnoszącymi się do raidu i obsługi samochodu… Czy mogłaby mi pani powiedzieć, do czego służy korkociąg? Pani stoi chwilę zmieszana poczem odpowiada z niewinną minką: – To? Ach, ten korkociąg? To do otwierania butelek… z benzyną. Oj ta benzyna!” [3]. Janina Ratyńska, która towarzyszyła Dydyńskiej w charakterze przedstawiciela prasy podczas drugiego etapu rajdu z Gdyni do Warszawy, wspomina: „Tankujemy benzynę. Korzystam z tego aby trochę porozmawiać z p. Dydyńską. Okazuje się, że tak, jak i moja wczorajsza gospodyni – jest kobietą, pracy. Ukończyła Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie, obecnie pracuje w «Ładzie». Prowadzi już 8 lat, lecz ten raid jest pierwszą, imprezą samochodową, w której bierze udział” [4].

Krystyna Dydyńska przy swoim D.K.W., 1937r. (źródło: NAC)
Meta
„Ten etap obfitował w bardziej emocjonujące ewenementy. Największą emocją było… wstanie o godz. 3-ej nad ranem. Gospodarz był tak sprytny, że nie tylko polecił portierowi walić pięściami w cienkie jak papier drzwi Polskiej Riwiery, ale nadto kazał zapalić światło w pokoju (fe, brutal!). Okazało się jednak, że te «zabezpieczenia» są niepotrzebne, jeśli mowa o kierowczyniach – wszystkie były punktualnie na śniadanku, świeżo wypięknione i gdzie trzeba « poprawione » (usta przeważnie na czerwono…). Start o 4-ej był nieco szatańskim wymysłem – ale « się mówi trudno ». Próba startu (przeważnie lepsza, niż w Warszawie) i poooo… szły maszyny w ciemną noc” [2]. W drugim etapie rajdu z Gdyni do Warszawy zawodniczki ruszyły trasą o długości 470 km. Po drodze do Stolicy, w okolicach Kartuz, rozegrana została próba szybkości górskiej, wygrana przez Halinę Regulską. Do Warszawy dotarły wszystkie zawodniczki, a jak nadmieniono w czasopiśmie AiTS: „…tak więc wszystkie niemal panie, robiąc niespodziankę członkom Komisji Sportowej, krzątającym się na mecie w Warszawie, przybyły o… dwie godziny « za wcześnie », gdyż już około południa, a nie « od godziny II-ej », jak się ogólnie spodziewano” [2]. Na wybrzeżu Kościuszkowskim zorganizowano próbę zrywu, hamowania i jazdy do tyłu.

Zofia Kannenberg podczas rajdu przy samochodzie Steyr- 50, 1937r. (źródło: NAC)
Pisarka
Zdobywając liczne punkty w poszczególnych konkurencjach, Rajd Pań w 1937r. wygrała Halina Regulska jadąca Steyrem 120. Zawodniczka solidnie przygotowała się do tych zawodów. Tydzień przed imprezą, w ramach treningu, przebyła całą 800-kilometrową trasę. Dodatkowo ćwiczyła do poszczególnych konkurencji, a wraz ze swoim mechanikiem – mjr Stefanem Sztukowskim doskonale przygotowywała samochód. Podczas rajdu, oprócz Sztukowskiego i przedstawiciela A.P., Regulskiej towarzyszyła jej córka Hania. Halina Regulska była piękną kobietą o drobnej posturze, która z ogromnym zapałem angażowała się w społeczność automobilową biorąc udział w licznych imprezach i wyprawach. Jako żona znaczącego działacza A.P. Janusza Regulskiego (przed wojną Komisarza Sportowego A.P., a po jej zakończeniu prezesa A.P.), z którym dzieliła pasję do motoryzacji i podróży, była odpowiedzialna za organizowanie życia towarzyskiego w klubie, czyli wszelkich wieczorków tanecznych i spotkań brydżowych. Po jej pierwszym rajdzie w 1927r. Marian Krynicki napisał: „Pani Regulska, zdobywczyni piątej nagrody wprowadziła w podziw wszystkich, bo trudno uwierzyć, że tak filigranowa osóbka doprowadziła w doskonałej formie ogromną ciężką limuzynę”. Znaną anegdotą jest, że po Warszawie jeździła samochodem z lisem na szyi, lecz gdy trzeba było stanąć w rajdowe szranki od razu ubierała się w luźny kombinezon: „prezentowała się uroczo dzięki temu, że jej kombinezon, uszyty był z jasnego jedwabistego płótna, przypominającego cienką balową tkaniną, do którego były świetnie dobrane oryginalne angielskie buciki golfowe” [3]. Regulska uwielbiała pisać. W listopadzie 1994r., na miesiąc przed śmiercią, wydana została książka pt. „Samochodem przez dwudziestolecie”, w której opisuje swoje motoryzacyjne przygody z całego życia. W rozdziale „Rajd Pań” przywołuje wspomnienia z 1937r., z których możemy się dowiedzieć między innymi, że Steyr 120, którym wystartowała w imprezie, był samochodem „firmowym” pochodzącym prosto od producenta i został jej udostępniony w ramach promocji marki. Występ w Rajdzie Pań tak bardzo spodobał się przedstawicielom Steyra, że zaproponowano, aby Rogulska zatrzymała auto i wystartowała nim we wrześniowym Międzyklubowym Turnieju Samochodowym.

Halina Regulska (z lewej) z córką Hanią w trakcie postoju na trasie rajdu, 1937r. (źródło: NAC)
Pani Mecenas
W każdej z napotkanych przeze mnie relacji z Rajdu Pań z 1937r., automobilistkom poświęcono mniej więcej po równo uwagi, jednak bez względu na to kto pisał, jedna z uczestniczek budziła wyraźnie większe zainteresowanie. Mowa o pochodzącej z Łodzi Irenie Brodzkiej, startującej w Hansie 1100 z numerem 7. Janina Ratyńska, która towarzyszyła Brodzkiej na I etapie rajdu z Warszawy do Gdyni napisała: „…jest kobietą pracy, praktykującą adwokatką i z własnych zarobków utrzymuje dom i samochód. Automobilizm uważa za najlepszy odpoczynek po pracy. Prowadzenie samochodu to dla niej nie tylko rozrywka sportowa, ale i idealne odprężenie nerwowe. Jeździ już od 9-ciu lat. Brała udział w licznych imprezach automobilowych i z dobrymi rezultatami o czym zresztą świadczą plakiety na Hansie, które tak mnie frapowały od początku naszej jazdy” [4]. Uwadze dziennikarki nie umknął modny ubiór łódzkiej mecenas: „Króciutka “jupe-culotte”, zgrabny brązowy żakiecik przerabiany czerwoną nitką, czerwone pantofelki z węża, czerwone rękawiczki i woreczek. Na głowie modnie zawiązana chusteczka. Całość bardzo elegancka” [4]. AS również poświęcił Łodziance kilka pochlebnych zdań: „Swego rodzaju sensacje wśród widzów w miasteczkach, przez które przejeżdżały maszyny raidowe, budziła p. Brodzka, która nosiła na głowie kolorową chusteczkę chłopską. Twierdzi ona, że tego rodzaju nakrycie głowy jest bardzo praktyczne w czasie jazdy autem. Mniej widoczne na zewnątrz auta… były spodenki pani Brodzkiej, uszyte w ten sposób, iż na pierwszy rzut oka wyglądały na spódniczkę. — Właścicielka ich, była pozatem jedyną panią wśród zawodniczek, która nie wyrzekła się nawet na czas trwania zawodów bucików na wysokim francuskim obcasie” [3]. Ten sam redaktor dodał: „(…) opony i koła zmieniała samodzielnie, czyniąc to w rekordowym czasie. Na pierwszym etapie, zmieniała ta zawodniczka dwa razy opony, tracąc na to zaledwie osiem i pół minuty (…) a w chwili w której inne zawodniczki odpoczywały w Warszawie po trudach raidu, ona pędziła już swoim autem zpowrotem do Łodzi do swoich klientów” [3]. W AiTS napisano natomiast: „Pani Irena Brodzka (Polski Touring Klub – Łódź), to kierowczyni, która dużo czasu spędziła w wozie, ale nie na zawodach sportowych. Brak jej szlifu i rutyny raidowej. Wyjątkowo dzielna kobieta – jeszcze w piątek przed południem broniła kogoś w sądzie w Łodzi (jest adwokatem), potem do wozu i do Warszawy (przyjęcie samochodów), nazajutrz etap do Gdyni – tu niezmęczona zwiedza miasto i « Batorego », załatwia obszerną korespondencję i o 4-ej rano startuje do jazdy Gdynia – Warszawa, i jeszcze w niedzielę pędzi do Łodzi. Brawo!” [2].

Adwokat Irena Brodzka przy swoim Hansie 1100, 1937r. (źródło: NAC)
Ta Baczewsk
Jeśli już wspominaliśmy o rautach towarzyszących rajdom, to wydaje się, że nie możemy zapomnieć o napojach wyskokowych, które z pewnością były ważną częścią tych spotkań: „Moje grzeszne ciało wiozła do Gdyni pani Małgorzata Baczewska. Jedzie « prawie, jak sam Rychter ». Wóz przygotowany pierwszorzędnie (to zasługa pilota – mechanika p. Kuleszy). Żadnych niespodzianek, żadnych szałów – jedziemy na przeciętną 53 km/h (najwyższa punktacja w tej kategorii). Kulesza chce zdobyć nagrodę za regularność, prowadzi na punkt niemal co do sekundy. Nazwisko kierowczyni wywołuje wspomnienia związane z « kolorowymi, gatunkowymi ». Teraz jest coś arcy-wielki szlagier – polish whisky. Jeszcze nie ma w handlu, ale nie martwcie się, wnet będzie. Precz z czystą – wkrótce po Warszawie będzie chodziło pół miliona Anglików i Szkotów, aby tylko móc spróbować tego specyfiku” [2]. W następnej części tego samego artykułu przeczytamy: „Pani Baczewska (Małopolski K. A. – Lwów) jest także doświadczoną, rutynowaną zawodniczką. Jeździ więcej dla satysfakcji konkurowania, dla emocji walki, niż dla emocji zdobywania nagród. To bardzo sympatyczna cecha tej zawsze pogodnej, spokojnej kierowczyni” [2]. W ASie o tej zawodniczce przeczytamy: „Pani Małgorzata Baczewska, żona konsula Stefana Baczewskiego ze Lwowa, zaprezentowała wybitnie elegancki komplet wełniany. O pani Baczewskiej, która jest doskonałą narciarką, kursowało w czasie raidu żartobliwe powiedzenie, iż przy prowadzeniu auta, zwłaszcza na śliskiej, błotnistej drodze, mylą się jej narty z samochodem, wobec czego zakręca zawsze… christjanją. Podobno i p. Baczewska wprowadza w życie owe christjanje kierując samochodem również i po prostej drodze, bez zakrętów” [3]. W tym wypadku zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa, bowiem Małgorzata Baczewska była żoną lwowskiego prawnika Stefana Baczewskiego. Od 1920r. Stefan i Adam Baczewscy zarządzali rodzinnym interesem, czyli firmą J. A. Baczewski (skrót od Józef Adam Baczewski), która z powodzeniem dostarczała na europejskie stoły popularne alkohole. W Lwowie, skąd pochodził S. Baczewski, przez szereg lat pełnił różne funkcje urzędowe, był między innymi Konsulem Honorowym Republiki Austriackiej w RP, radym Rady Miasta Lwowa i radcą w lwowskiej Izbie Przemysłowo – Handlowej. Najprawdopodobniej, Stefan wraz z Adamem, zostali zamordowani w ramach zbrodni katyńskiej w 1940r.

Reklama J. A. Baczewski z programu Międzynarodowego Wyścigu Płaskiego we Lwowie z dn. 25 sierpnia 1929r. (źródło: Biblioteka Narodowa)
Heleno, nie denerwuj się!
„Pani Helena, młoda i o wybitnej urodzie kobieta, o czarującym uśmiechu, młodego, szczęśliwego życia, była na raidzie, jakby dla kontrastu, najbardziej « śmiercionośną » kierowczynią. Niewątpliwie wskutek szybkiej jazdy uśmierciła ona po drodze dwa gołębie, kurę i psa. Mówi zresztą o tych wypadkach z widocznem niezadowoleniem. Pani Helena Howorkowa, żona adwokata p. M. Howorka z Poznania, tak się na ten temat odezwała do nas w Gdyni; — Dwa zmartwienia mam podczas tego raidu: pierwsze, że z maszyny mej, dość słabej, nie można wycisnąć więcej niż 104 kilometry na godzinę (!); drugie, że jedzie ze mną mój mąż, który stale hamuje minie przy zwiększaniu szybkości” [3]. Jak czytamy dalej w ASie: „Najwięcej zharmonizowania z barwą lakieru samochodu wykazał strój p. Howorkowej — całość utrzymana w kolorze beige: pulowerek, spódniczka i płaszczyk” [3]. W AiTS napisano natomiast: „Pani Howorkowa (Aut. Wielk.-Poznań), to także duży talent – ma dużo werwy i temperamentu, jeździ bardzo niedawno, stąd brak rutyny, doświadczenia i mała wytrzymałość fizyczna (rączki bolały od kierownicy…)” [2].

Helena Howorkowa wraz z mężem przy samochodzie Adler Trumpf Junior, 1937r. (źródło: NAC)
Obiad
We wtorek, 21 września 1937r., w lokalu Automobilklubu Polskiego odbyło się uroczyste wręczenie nagród w obecności najwyższych oficjeli A.P., uczestniczek rajdu oraz licznych zaproszonych gości. Po uroczystym obiedzie do później nocy bawiono się w rytmie muzyki, tańczono oraz opowiadano o przeżyciach z minionego rajdu. Niektóre z pań snuły nawet plany jak wygrać w przyszłym roku. W sumie przyznano aż 19 nagród w różnych kategoriach np. dla zawodniczki jadącej samochodem wyposażonym w świece Boscha lub napędzanego paliwem Standard i wykorzystującego olej Mobiloil. Najwięcej trofeów zdobyła Halina Regulska, która zwyciężyła rajd w II klasie ( sam. o poj. silnika do 2000ccm), w której wystartowało 6 zawodniczek. W klasie I (sam. o poj. silnika do 1000ccm), w której wystartowały 3 uczestniczki, tryumfowała Krystyna Dydyńska. Wręczono również przechodni Puchar Goryczy dla zawodniczki, którą prześladował w czasie rajdu największy pech i ten trafił do Wandy Mielochówny, która musiała się wycofać z imprezy już na samym początku podczas próby szybkości.

źródło: Grabowski T., VII Rajd Pań, „AUTO i Technika Samochodowa” 1937, nr 10
Podsumowując relację z rajdu Tadeusz Grabowski napisał: „VII Raid Pań A. P. uznać trzeba ogólnie za imprezę udaną. Jazda etapowa była wyjątkowo przyjemna, choć nieco za łatwa i przykrótka « chętnie pojechałabym jeszcze z 1000 km » – takich zdań słyszało się sporo. Najmilszą jednakże dla mnie niespodzianką było duże wyrobienie sportowe zawodniczek, ich humor i « pogodne czoło », z jakim naogół znosiły sukcesy innych (stykałem się dość dużo z zawodami sportowymi pań, wiem coś o zawiści!). Bodajże dawno nie było damskiej imprezy samochodowej, po której zawodniczki rozeszły się do domów w przyjaźni, z uśmiechem na ustach, zadowoleniem, jakie daje dobry sport” [2] Kończąc, redaktor naczelny AiTS wyraził swoje nadzieje na wspaniałą przyszłość: „Raidy pań są konkurencją sportową b. ważną z punktu widzenia propagandy pojazdu motorowego – wiemy ile kobiety – o ile chcą coś osiągnąć – potrafią zrobić z tzw. płcią « mocniejszą ». Takich kilkanaście osóbek zakochanych w silniku to wspaniała kultura bakcyla motoryzacyjnego, który tą drogą znacznie szybciej zaszczepi się w społeczeństwie, najbardziej nawet opornym” [2].

“Benzyny używaj mało – wódy dużo!” Bal członków Automobilklubu w Warszawie, 1938r. Widoczny m.in.: redaktor Tadeusz Grabowski (pierwszy z lewej), pani Maria Śliwińska (siedzi pierwsza z lewej) oraz komandor Automobilklubu Janusz Regulski z żoną Haliną. (źródło: NAC)
„Wówczas kiedyś (a może za lat sto), z rozrzewnieniem czytać będziemy w « Światowidzie » z ubiegłego stulecia, iż w rajdzie pań 1937 r. brało udział dziesięć maszyn. Pójdzie ich kiedyś napewno pięćdziesiąt, może sto, przynosząc chlubę polskiej sportsmence, która tak dzielnie kroczy ku czołowej pozycji w sporcie światowym” [1].
Źródła:
[1] R. B., Rajd Pań Automobilklubu Polski, „Światowid” 1937, nr 39 [2] Grabowski T., VII Rajd Pań, „AUTO i Technika Samochodowa” 1937, nr 10 [3] R.B., 10 pań przy kierownicy, „AS” 1937, nr 39 [4] Ratyńska I., Rajd samochodowy pań, „Kobieta w świecie i w domu” 1937, nr 20- zdjęcie z okładki wpisu: Krystyna Walewska w samochodzie Mercedes; z kwiatami siedzi redaktor Tadeusz Grabowski (źródło: NAC)
Tekst: Sławomir Poros