Podczas jubileuszowego Le Mans Classic mieliśmy przyjemność towarzyszyć dwóm zespołom. Tomkowi i jego zwycięskiemu teamowi Jaguar No. 6 Racing oraz trzem niezwykłym dżentelmenom z Polski.
Marian Stoch, Jan Potocki i Bartosz Balicki to jedyny polski team, który wystartował w tegorocznym klasyku na torze de la Sarthe. Razem z nimi przeżyliśmy wspaniałe emocje, zajrzeliśmy za kulisy rywalizacji stuletnich maszyn i poczuliśmy się częścią wyjątkowego zespołu.
Przepustka do wyścigów
Chrysler 75 po raz pierwszy wziął udział w 24-godzinnym wyścigu Le Mans w 1929 roku. Wtedy to zespół Grand Garage Saint-Didier Paris w składzie Robert Benoist i Henri Stoffel, ukończył zmagania na znakomitym szóstym miejscu w klasyfikacji generalnej i czwartym w swojej klasie. Niezawodny Chrysler z pancernym sześciocylindrowym rzędowym silnikiem, o pojemności nieco ponad czterech litrów, musiał jednak ustąpić pierwszeństwa ogromnym Bentleyom, które zdominowały wtedy rywalizację na torze de la Sarthe. To nie koniec sukcesów modelu 75. W tym samym roku Gioacchino Leonardi i Ezio Barbieri zajęli 22. miejsce w wyścigu Mille Miglia, triumfując tym samym w swojej klasie. Te sukcesy czynią dziś ten model Chryslera niezwykle atrakcyjnym samochodem dla kolekcjonerów. Jego udział w znakomitych wydarzeniach w przeszłości, daje dzisiaj właścicielom tych aut przepustkę do udziału w wielu międzynarodowych wydarzeniach.
Pokochać rywalizację
Oprócz auta, które otwiera drzwi do wyścigowego świata, trzeba mieć jeszcze doświadczenie. I nie jest to tak, że polski zespół dżentelmenów wystartował w Le Mans Classic jedynie z braku innych planów na ostatni weekend czerwca. Ich udział był poprzedzony różnymi pięknymi wyścigami i rajdami, a przede wszystkim żarliwą miłością do rywalizacji za kierownicą klasycznych samochodów. Pierwsze kroki w wyścigowym świecie pan Marian Stoch stawiał ponad 10 lat temu Astonem Martinem 15/98 z 1937 roku na Torze Poznań. Było to za namową pana Jacka Balickiego – taty Bartosza, który był częścią tegorocznego zespołu. Od tego zaczęła się wielka przygoda z prawdziwym ściganiem! Za namową właściciela firmy Ecurie Bertelli Andego Bella przyszedł czas na wyścigi i rajdy zagraniczne. Najpierw pan Marian i jego Aston Martin rywalizowali na Nürburgring, a później na Silverstone. W końcu automobilista z Krakowa czterokrotnie wystartował w Mille Miglia kolejno w Argentynie, Japonii, USA i oczywiście we Włoszech. Po sprzedaży Astona Martina 15/98, przyszedł czas na kolejnego… Astona. Tym razem był to bardzo rzadki model International Le Mans z 1930 roku.
Z ziemi amerykańskiej do Polski
W 2016 roku ten Chrysler został ściągnięty z USA z myślą o rajdzie Pekin – Paryż. Najpierw był remontowany w Wielkiej Brytanii, ale to trwało bardzo długo, a Anglicy okazali się niesłowni. Prace nad nim dokończono w Polsce – tłumaczy mi pan Jan Potocki w padoku. W naszej rozmowie nieco się przekrzykujemy, bo na tor za naszymi plecami wyjechały ryczące wyścigówki z Grupy C. Dziś pięknie odrestaurowany beżowy Chrysler 75 z biało-czerwoną flagą na boku, obok którego dyskutujemy, to efekt tytanicznej pracy jaką wykonała bielska firma Classic Group, której współwłaścicielem jest jeden z kierowców polskiego zespołu – pan Bartosz Balicki. Ostatecznie przez pandemię do startu w rajdzie Pekin – Paryż nie doszło, ale pojawił się inny pomysł na zagospodarowanie potencjału drzemiącego w Chryslerze.
Od 1000 mil do Le Mans
Zanim pan Marian wraz z teamem wystartował Chryslerem po raz pierwszy w Le Mans Classic w 2022 roku, do tej pory jest to jedyny zespół z Polski startujący w klasycznym wyścigu na de la Sarthe, auto trzeba było dokładnie sprawdzić po kapitalnym remoncie. Na pierwszy ogień poszedł rajd 1000 mil Československých. Razem z panem Bartoszem Balickim zajęli 1. miejsce w swojej klasie i 6. w generalce na 200 startujących przedwojennych aut. To pokazuje, że Chrysler jest stworzony do jazdy długodystansowej. Rajdy różnią się od wyścigów. Podczas wyścigu samochód pracuje długotrwale na wysokich obrotach, ważna jest prędkość maksymalna, niska waga i małe opory powietrza. Dlatego do wyścigów demontujemy zbędne elementy z samochodu, kładziemy przednią szybę i musimy zadbać o układ chłodzenia, smarowania i hamulce. – komentuje pan Balicki dokręcając kombinerkami opuszczoną na maskę szybę. Zaraz zaczyna się pierwsza sesja kwalifikacyjna. Ruszamy do pit lane!
Mechaniczny balet
Za najpiękniejszą część każdego toru wyścigowego uważam pit lane. To właśnie tutaj niejednokrotnie rozgrywają się dramatyczne sceny, gdy mechanicy niczym sanitariusze na polu bitwy walczą z czasem opatrując wojenne rany. Stojąc w alei serwisowej toru de la Sarthe myślę o tym, ileż te boksy widziały przez równo 100 lat tradycji wyścigu 24h Le Mans. Czekamy na naszego Chryslera. Czuję jak moje oczy pieką i napływają łzami od mieszanki palącego słońca i drobinek nieprzepalonej benzyny wyrzuconej z rury wydechowej brutalnie ruszającego z boku Bentley’a. Pan Balicki spoglądał nerwowo na stoper. Zaczyna majestatycznie zakładać kominiarkę i kask. Z ogromnym skupieniem wypatruje beżowej karoserii, która nagle pojawia się na początku alei serwisowej. Jedzie, jedzie! Machajcie mu! – woła zapinając pod brodą sprzączkę od kasku. Razem z panem Potockim wychodzimy na środek alei i dajemy znać naszemu kierowcy gdzie stoimy. Zgodnie z regulaminem postój w pit lane, tak więc i zmiana za kierownicą, nie może trwać krócej niż 60 sekund. W tym bardzo krótkim czasie dookoła nas rozgrywa się fenomenalny mechaniczny balet, któremu rytm nadaje ryk stuletnich maszyn i dźwięk kluczy nasadowych. Spod maski pięknego Delage D6-3L buchają gęste kłęby pary wodnej z przegrzanej chłodnicy. Ekipa z Bugatti w pośpiechu rozrzuca narzędzia na glebie szukając czegoś w ferworze walki o cenne sekundy. Pan Balicki nie zamierza czekać na nikogo! Obraca się przez ramię i znika na długiej prostej. W tym samym momencie podchodzi do mnie pan Stoch powoli zdejmując kask. Podaje mi dłoń i serdecznie ściska – jakby ze szczęścia. Pytam na gorąco – Panie Marianie, jak było?! On jednym sprawnym ruchem ściąga kominiarkę, spod której wyłania się ogromny szczery uśmiech – Fantastycznie!
Nadgodziny
Wieczorem wracamy do padoku. Teraz jest tutaj znacznie spokojniej. Powietrze jest ciężkie od mieszanki spalin i buzującej adrenaliny. Przypomina to obraz obozowiska na tyłach bitwy, którą zresztą doskonale słychać w oddali, gdzie zastępy wojów robią przegląd uzbrojenia, naprawiają drzewce w złamanych toporach i ostrzą groty strzał. Wszyscy w napięciu wyczekują kolejnego starcia. Le Mans to wyścig na wytrzymałość – tutaj zwyciężają ci, którzy dojeżdżają do mety. Jest w porządku, olej mamy czysty! – opowiada pan Bartosz wyczołgując się spod Chryslera i zabierając ze sobą blaszaną misę pełną przepracowanego oleju silnikowego. Z przyjemnością obserwujemy jego pracę przy aucie, gdy starannie przegląda samochód. Auto musi być w pełni gotowe na nocny free practice, który za kierownicą rozpocznie pan Jan Potocki. Rozmawiamy o samym aucie, a kto może wiedzieć o nim więcej niż człowiek, który nie raz już rozkładał i składał to auto – Chrysler to ogólnie prosty samochód. Ma bardzo wysoki moment obrotowy, więc jazda jest przyjemna. Ma bardzo nowoczesne zawieszenie i hamulce jak na 1929 rok. Amortyzatory i hamulce są hydrauliczne – te podzespoły były tak dobre, że firmy Auburn, Cord, Duesenberg kupowały je od Chryslera. To powoduje że tym autem jeździ się bardzo dobrze, ale za to skrzynia biegów nie ma synchronizacji, więc zmiany biegów wymagają uwagi i umiejętności. Jego największą wadą jest to, że posiada tylko 3 biegi, co wpływa na nieoptymalne stopniowanie i niską prędkość maksymalną.
Zakaz biegania
Następnego dnia rano trybuny wypełniają tysiące widzów. Według oficjalnych statystyk podczas całego weekendu przez wydarzenie przewinęło się aż 235 000 widzów! Tłum szczelnie wypełnia miejsca przy siatce oddzielającej widzów od kierowców ustawiających się na rozgrzanym asfalcie prostej startowej. Od 1923 roku, czyli od pierwszego wyścigu długodystansowego w Le Mans, rywalizacja rozpoczynała się od dobiegnięcia kierowców do samochodu i startu statycznego. Ten rodzaj rozpoczęcia wyścigu został ostatecznie zakazany po serii wypadków, w których wykazano, że zawodnicy dla zaoszczędzenia czasu nie zapinali pasów bezpieczeństwa i nie domykali drzwi. Szalę goryczy przelała tragiczna śmierć Johna Woolfe’go w 1969 roku, który właśnie za taki pośpiech zapłacił najwyższą cenę już na początku rywalizacji. Od następnego wyścigu wprowadzono start statyczny z kierowcami już siedzącymi w kokpitach, a z biegiem czasu zaimplementowano formułę obowiązującą do dziś, czyli start lotny. Tegoroczny wyścig Le Mans Classic w Grupie 1 (auta startujące w wyścigu od 1923 do 1939) rozpoczął się w tradycyjnym stylu od dobiegnięcia kierowców do samochodów. Mistrzem ceremonii był Rafael Nadal, który francuską flagą dał sygnał do startu. Pan Marian wystrzelił co sił w stronę Chryslera! Głuchą ciszę pełną napięcia przerwał euforyczny wybuch oklasków wielotysięcznego tłumu zebranego vis-a-vis prostej startowej. Zagłuszyć go próbował jedynie brutalny ryk blisko stu przedwojennych maszyn. Stojąc z pozostałymi członkami zespołu w pit lane dopytuję pana Potockiego o nocną sesję, która odbyła się poprzedniego dnia – Nie było to takie trudne. Tor jest w większości oświetlony i jedzie się trochę jak po ulicy. Największy dyskomfort miałem przez położoną szybę. Strasznie wieje w kask, który stawia opór powietrzu. Minionej nocy zupełnie inaczej sprawę skomentował pan Stoch, żartobliwie odpowiadając – kogoś wyprzedziłem, ale nawet nie wiem kogo, bo nie do końca widziałem w tych ciemnościach.
Dojechać oznacza wygrać
Rywalizację w najstarszej grupie samochodów w tym roku zdominowały piekielnie szybkie Talboty AV105, które wywalczyły dwa pierwsze miejsca. Talboty jak i wiele innych rywalizujących z nami samochodów to konstrukcje wyścigowe – zostały zaprojektowane, aby się ścigać, więc środek ciężkości, dobór przełożeń, hamulce, aerodynamika – to wszystko sprawia, że są znacznie szybsze od nas. Nasze auto nie było przewidziane przez konstruktora do wyścigów. – pan Balicki tłumaczył nam rezultaty tegorocznego wyścigu. Na trzeciej pozycji uplasowało się piękne BMW 328 roadster. Zespół w składzie Marian Stoch, Jan Potocki, Bartosz Balicki ukończył wyścig na 53. miejscu na 84 sklasyfikowane załogi, które wystartowały w Grupie 1. Jest to awans o dwie pozycje względem zeszłorocznego startu. To świetny wynik biorąc pod uwagę, że Chrysler 75 roadster to auto, którego DNA nie ma wiele wspólnego z rywalizacją na torze wyścigowym. Bardzo doświadczeni kierowcy, siła spokoju i doskonale przygotowane auto, które po raz kolejny nie zawiodło w najtrudniejszych warunkach, to przepis na świetny zespół!
Zdjęcia: Maciej Jasiński / Rafał Pilch
Tekst: Sławomir Poros