“If this thing fucks up, we’ll be driving pogo sticks.” ~ Jim Fitzhenry, Prezes Volvo Canada, do swojego PR-owca Kena Barretta
SPRAWDZAM! Gdy Jules Verne, francuski pisarz i podróżnik, pracował nad swoją najpopularniejszą powieścią „W 80 dni dokoła świata” mógł nie spodziewać się jak duży wpływ będzie ona miała na przyszłe pokolenia. Po raz pierwszy jego dzieło ukazało się we Francji w 1872r. Akcja toczy się wokół Phileasa Fogga, angielskiego dżentelmena, który podczas gry w karty zakłada się, że okrąży świat w zaledwie 80 dni. Ostatecznie Anglik wygrywa, wykorzystując do tego celu najróżniejsze środki transportu.

Książka z lat 80. opisująca rekordową wyprawę dookoła świata. Dostałem ją od Garrego na pamiątkę.
Czy Verne mógł wtedy przewidzieć, że ponad 100 lat później, dwóch 27-latków, jadących srebrnym BMW 2002 ulicami Quebecu, powie mu – panie Verne, sprawdzam! Tamtej nocy, Garry Sowerby i Ken Langley zamarzyli, żeby rzucić wszystko i objechać świat dookoła samochodem. Pierwotnie w mniej niż 102 dni, bo taki był obowiązujący od 1976r. rekord Guinnessa, ale po czasie zdecydowali, że warto sprawdzić, czy Verne miał rację i można tego dokonać w mniej niż 80 dni.

Garry Sowerby i Ken Langley
ODYSSEY 77. Pierwsze przymiarki do wprawy zaczęły się już w 1977r., ale z powodu braku wystarczających środków ekipa musiała kilkukrotnie przekładać start i przebyć niełatwą drogę, aby pozyskać sponsorów i partnerów. Doszło nawet do tego, że Garry i Ken jeździli taksówką, aby zarobić dodatkowe pieniądze na opłacenie rachunków. W styczniu 1979r. powstała Odyssey International Limited, firma której udziały zostały rozdysponowane wśród znajomych i rodziny w celu zebrania funduszy na podróż dookoła świata w 77 dni. Pierwsze dokumenty firmowe podpisane zostały w Halifax City Club, nieopodal miejsca, w którym Verne pracował nad swoją powieścią. Garry był ex-wojskowym, który podczas służby testował militarne pojazdy terenowe. Ken miał przed sobą karierę prawnika, a na wyprawę miał się udać zaraz po zakończeniu studiów, ale jeszcze przed ustatkowaniem się. W czasach uniwersyteckich słynął z tego, że organizował szalone hawajskie „pool party”, na których nie było ani jednego basenu.

Od lewej: Garry Sowerby, Sandy Huntley, Al McPhail, Ken Langley. Zdjęcie do kampanii reklamowej promującej próbę bicia Rekordu Guinnessa w najszybszym okrążeniu świata samochodem.
VOLVO. Wyprawa wystartowała 6 września 1980r. spod CN Tower w Toronto. W zespole pomocniczym znalazł się Sandy Huntley, który latał za Garrym i Kenem samolotami oraz Al McPhail, który został w stacjonarnym biurze dowodzenia w Kandzie. Sandy i Al byli odpowiedzialni za przekazywanie relacji do mediów, logistykę i wszelkie sprawy, których nie dało się załatwić z poziomu samochodu. Trzeba pamiętać, że były to lata 80., a wtedy nie było telefonów komórkowych, e-maili i WiFi. Piąty członek załogi, czyli Volvo 245 DL, był właściwie seryjnym samochodem z niewielkimi modyfikacjami, jak na przykład mocniejsze amortyzatory i sprężyny, które były montowane w autach przeznaczonych na rynek afrykański. Dodatkowo kombi wyposażono w 13-kilogramowy zestaw łączności od Motoroli, dodatkowe przednie oświetlenie od Boscha i 18-głośnikowy zestaw Blaupunkta. W celu zredukowania wagi auto pozbawiono wspomagania i klimatyzacji. Benzynowe czterocylindrowe Volvo z manualną skrzynią biegów zostało wybrane z trzech powodów.

Ken (z lewej), Garry i Red Cloud, w tle CN Tower, Toronto, Kanada.
Po pierwsze, Volvo było znane z niezawodności, a Garry miał już wcześniej kilka szwedzkich samochodów. Po drugie, Volvo Kanada w porozumieniami z innymi dealerami zaoferowało pomoc serwisową na całym świecie. Po trzecie, tylko Volvo we współpracy z Shell Oil, Bulova, Canadian Tire i Champion Spark Plugs, zgodziło się na tak szalony pomysł. Gerry McNeil, kanadyjski dziennikarz i współautor książki “Odyssey 77 The Great Gold Toothpick Caper” zasugerował, żeby nazwać biało-niebieskie Volvo „Red Cloud”, co nie miało większego sensu, ale było zabawne i niosło za sobą pewne przesłanie. Właśnie tak nazywał się przywódca indiańskiego plemienia Lakota, który dzielnie walczył za swoich ludzi w XIX w.

Start spod CN Tower w Toronto, Kanada.
W DROGĘ! Pierwszy tydzień wyprawy, czyli przejazd przez Kanadę, okazał się być wyjątkowo łatwy. Garry miał już doświadczenie na tej trasie. Celem było sprawne dotarcie do Los Angeles, skąd Volvo zostało wysłane na pokładzie Boeinga 747 do Australii. W Sydney lokalny dealer pomógł przystosować auto do australijskich warunków montując bagażnik dachowy i tzw. roo bar, który miał chronić w przypadku zderzenia z kangurem lub innymi dzikimi zwierzętami.

Bezdroża Australii.
Po dwóch dniach przygotowań auto było gotowe, aby wyruszyć spod słynnej opery w Sydney w dalszą podróż. Przez bardzo wysoką temperaturę i wszędobylski kurz droga była wyjątkowo męcząca. Nieopodal serca kontynentu, 25 kilometrów za Alice Springs, roo bar uratował wyprawę przed katastrofą. Otóż, w nocy na drogę wyskoczył kangur. W wyniku zderzenia zwierzę niestety zginęło, ale nikt więcej nie ucierpiał.

Rutynowa kontrola oleju na pustyni.
Po kilku kolejnych dniach zespół wyprawowy spotkał się z Sandym, który czekał na nich w Kargoolie, przygotowując serię wywiadów. Promocja i marketing były kluczowe, bowiem to dzięki nim udało się przekonać sponsorów do wyłożenia 300 000 USD na całe przedsięwzięcie. Z uwagi na to, że stan Western Australia promował się sloganem „State of Excitement” i nie brakowało tam licznych pubów, a ponadto prostytucja była legalna… następnego dnia Garry, Ken i Sandy obudzili się z ogromnym kacem, co z pewnością nie ułatwiło podróży do Perth, gdzie czekał Boeing 747, który za jedyne 14 200 USD zabrał Red Cloud do Indii.

Alternatywna klimatyzacja.
TAJ MAHAL. 22 dnia wyprawy, 27 września 1980r., zespół wylądował na międzynarodowym lotnisku w Bombaju i od razu rozpoczęła się fala problemów. Na początku obsługa lotu nie mogła poradzić sobie z wydostaniem samochodu z przestrzeni bagażowej. Udało się dopiero po interwencji Garrego, Kena i pilota, który zagroził, że jeśli Volvo natychmiast nie opuści samolotu, to zabierze je w dalszą podróż do Anglii. Ponadto, z uwagi na to, że była to niedziela, a odprawy celne można było zrobić dopiero w poniedziałek rano, ekipa dostała przymusowy wolny dzień. Po zakwaterowaniu się w hotelu Taj Mahal Intercontinental, Ken zaczął zmagać się z problemami żołądkowymi, które prawdopodobnie były po części pokłosiem imprezy „pożegnanie z Australią”. W Indiach było nieznośnie duszno i niewiarygodnie gorąco, przedłużające się odprawy opóźniały wyprawę, aż nagle pojawił się naprawdę duży problem.

Droga w Indiach.
Pomiędzy Irakiem i Iranem wybuchła wojna, a pierwotna trasa wiodła dokładnie przez serce tego konfliktu. Chcąc uniknąć ofiar, trzeba było opracować nowy plan. Myśląc nad rozwiązaniem, zespół Odyssey ruszył dalej. Indyjskie drogi okazały się być zupełnym szaleństwem. Rzeki ludzi, wszędzie motocykle, ciężarówki, samochody, klaksony, krzyki, totalny chaos. Po obejrzeniu świątyni Taj Mahal i dotarciu do New Delhi postanowiono zrobić przystanek w Delhi Sheraton, zresztą ku uciesze Kena, który dowiedział się, że w tym samym hotelu mieszkała, poznana dzień wcześniej w Jaipurze, stewardessa British Airlines. Garry mimo bycia bliskim przyjacielem Kena i towarzyszem podróżniczej niedoli nigdy nie poznał szczegółów tej znajomości…

Autostrada w Pakistanie.
WOJNA. Problem wyeliminowania wojny nie polegał wyłącznie na tym, żeby uniknąć ludzi z karabinami i granatami. Jakakolwiek droga lotnicza, która pozwoliłaby ominąć Iran, pozbawiała zespół cennych kilometrów przejechanych na kołach. Wtedy powstał pomysł, aby wydłużyć trasę o dolinę Kullu w Himalajach na rzecz lotu samolotem. Ten zorganizowała Lufthansa, która zgodziła się przetransportować Red Cloud „gdziekolwiek byle dalej od Iranu”. Samolot wypełniony dywanami lecący z Bangladeszu do Frankfurtu miał międzylądowanie w Karachi w Pakistanie. Była to ich jedyna szansa. Wystarczyło się tam dostać!

W Pakistanie zespół był traktowany z największymi honorami włączając w to odcinkowe eskorty policji.
Mimo, że był to samolot cargo, niemiecki przewoźnik zagwarantował dwa miejsca pasażerskie dla Garrego i Kena, który ponownie zaczął zmagać się z problemami żołądkowymi. Garremu trafiło się siedzenie w kabinie pilotów skąd miał doskonały widok na pustynię. Lot ciągnął się wzdłuż rurociągów i wkrótce Boeing przeleciał nad rafinerami, wysadzonymi w powietrze kilka dni wcześniej. W czasie lotu Garry musiał obezwładnić Kena przywiązując go do fotela sznurem. Wszystko przez to, że ten wpadł w delirium, miał dreszcze i zaczął mamrotać, że bardzo podobają mu się drzwi ewakuacyjne, z których przed lotem nauczył ich korzystać pilot. Zlane potem czoło dodawało powagi sytuacji.

W drodze do Europy.
EUROPA. Na lotnisku w Atenach czekał już na nich Sandy. Tam Volvo zostało sprawdzone przez lokalnego dealera, a chłopaki udali się w tym czasie na spotkanie do kanadyjskiej ambasady. Później ruszyli do Bułgarii. W międzyczasie zdrowie Kena zaczęło się pogarszać i wspólnie podjęli decyzję, że jeśli nie poprawi się do momentu dotarcia do Szwecji, to będzie musiał trafić do szpitala. W Belgradzie cały zespół, wraz z ambasadorem Chuckiem Svobodą i jego żoną, udali się na kolację do Klubu Pisarza. Gdy wyszli ze spotkania dostrzegli, że na przednich drzwiach Volvo jest wgniecenie, dokładnie w miejscu, w którym znajdowała się flaga Kanady. Właśnie tak przywitano za żelazną kurtyną przybyszów zza Oceanu. Węgry i Czechosłowacja poszły bez problemu. Atrakcją podczas tego odcinka była Radka – autostopowiczka zabrana z Pragi w kierunku DDR. Ken spędził całe popołudnie, aby dowiedzieć się, dlaczego Radka, mówiąca wyłącznie po czesku, ma prawo jazdy na traktor. Jak wspomina Garry, DDR okazało się być najsmutniejszym krajem jaki odwiedzili na trasie całej swojej podróży. Szare ściany budynków, uzbrojone kontrole policyjne z psami, wszędzie propagandowe bilbordy i smutni, przytłoczeni, ludzie. Nawet w krajach skrajnie biednych, jak Pakistan, czy Indie, ludzie byli bardzo ubodzy, ale pełni życzliwości i uśmiechu, ale nie tutaj.

Wieś w Zachodnich Niemczech, wschodnia część była tak smutna, że nie powstało tam prawie żadne zdjęcie.
LÓD I ŚNIEG. 43 dni od startu Odyssey dotarło do Goteborgu i ruszyło w stronę Koła Podbiegunowego. Pierwotnie nie było ono w planach, ale z uwagi na ominięcie wojny trzeba było nadrobić jeszcze trochę kilometrów. Mimo pięknej drogi, na której pierwszy raz od dłuższego czasu Garry mógł po prostu swobodnie jechać i cieszyć się podróżą, wciąż martwił się o zdrowie swojego pilota. Gdyby ten trafił do szpitala to potencjalnie mogłoby zakończyć podróż okupioną 3 latami przygotowań. Szwecja i Finlandia okazały się wyzwaniem z uwagi na padający śnieg i niebezpieczne oblodzone drogi. Po 6 tygodniach i 26 000 km, Garry zaczął odczuwać, że jego prawe kolano i noga odpowiedzialna za pedał gazu po prostu wysiada ze zmęczenia, a zgodnie z zasadami rekordu Guinnessa tylko on mógł prowadzić. Tymczasem Ken doznał cudownego ozdrowienia, możliwe, że na skutek fantastycznych ludzi jakich spotkali w Skandynawii. W jednym z barów w Finlandii doszło do zabawnego zdarzenia.

Lodowe pamiątki z Koła Podbiegunowego.
Otóż, do Garrego podeszła piękna dziewczyna, wskazała palcem na logo firmy Champion przyszyte do jego kombinezonu i seksownym głosem zapytała “Are you my Champion?” Po tym wstępie „Champion” oczywiście pokazał tajemniczej nieznajomej Volvo, które było jeszcze oblepione świeżym lodem z Koła Podbiegunowego. Kolejne etapy podróży wiodły przez Zachodnie Niemcy, Włochy i Francję. Ból w nodze Garrego wzmagał się do tego stopnia, że czasem zamieniał nogi i to lewą wciskał pedał gazu.

Koloseum w Rzymie.
Było to bardzo ryzykowne szczególnie podczas jazdy po autostradach, na których Red Cloud rozpędzał się nawet do 150 km/h! Przyjemnym przystankiem było Monako, gdzie Garry i Ken zatrzymali się w znanym Hotel de Paris. Na prośbę obsługi hotelu, brudne wyprawowe Volvo stanęło przed samym wejściem obok lśniących Rolls – Royców, Lamborghini i Ferrari. Tak zakończył się ósmy tydzień wyprawy.

Red Cloud w Monte Carlo.
BÓL. Kolana Garrego bolało coraz bardziej, ale obaj zdecydowali, że gdyby Ken zasiadł za kierownicą, to choćby nikt miałby się o tym nie dowiedzieć, byłoby to nieuczciwe zagranie. Co ciekawe, podczas całej wyprawy Ken ani razu nie dotknął kierownicy. Po okrążeniu Hiszpanii i dotarciu do Paryża na zespół czekała już policyjna eskorta, która przeprowadziła Red Cloud przez Champs-Elysées i odstawiła pod same drzwi hotelu Continental.

Wieża Eiffla w Paryżu.
Po krótkim odpoczynku wyruszyli w stronę Wielkiej Brytanii, gdzie z Londynu Odyssey zostało wysłane do USA, dokładnie do Houston w stanie Texas. W USA rozdzwoniły się telefony dziennikarzy, każdy chciał zobaczyć jak wygląda Volvo po blisko trzech miesiącach podróży dookoła świata. Garry i Ken rozpoczęli triumfalną ostatnią prostą w kierunku mety. Po drodze snuli plany, co czeka na nich na końcu, bo PR-owiec Volvo wspomniał, że ma dla nich dwa wyjątkowe prezenty.

Meta w Toronto.
META. 19 listopada 1980r., po 74 dniach, 1 godzinie i 11 minutach zegar stanął. Zespół Odyssey 77 wrócił do domu pokonując 43 030 km i odwiedzając 23 kraje na 4 kontynentach. Zaczęły się gratulacje, pytania dziennikarzy i bardzo radosne momenty pełne wzruszeń. Po konferencji prasowej Vice-President of Volvo Canada Jim Fitzhenry wręczył Garremu i Kenowi rzeźby ze szwedzkiego kryształu, a sam wraz z managerami… odjechał lśniącymi Volvo GT, ku rozczarowaniu świeżo upieczonych rekordzistów. Gdy podczas jednego z wywiadów zapytano, jak dużo podróżnicy zarobili na wyprawie, Ken pokazał dziennikarzom puste kieszenie. Taka była szara rzeczywistość tego wyczynu. Po licznych wywiadach, wizytach w programach śniadaniowych i imprezach przyjaciele wrócili do wynajętego biura w Queen and Sherbourne w Toronto.

Oficjalna reklama Volvo z lat 80.
Podróż dookoła świata stała się inspiracją dla oficjalnej reklamy Volvo. W Wielkiej Brytanii wydrukowano 500 000 kolorowanek dla dzieci z przygodami Red Cloud. Na fali tego sukcesu, Canadian Tire i Shell promowali swoje produkty, a Guinness umieścił Volvo na okładce oficjalnej księgi rekordów. W tym czasie Red Cloud dumnie stało zaparkowane pod biurowcem, a Ken i Garry… wrócili na taksówkę, aby opłacić rachunki i zaległości, które powstały przez ich rekordową podróż. W 1997 roku Garry Sowerby jadąc Vauxhallem Fronterą ustanowił nowy rekord Guinnessa w jeździe dookoła świata. Wraz z zespołem pokonał 29 521 km w 21 dni 2 godziny i 14 minut. Tyle ode mnie, zapraszam na spotkanie z Garrym Sowerby!

Pierwsze spotkanie z dziennikarzami po ukończonym rajdzie.
Sławomir Poros: W logo Twojej firmy Odyssey Ltd. od lat 80. jest 5 strzał. Dawno temu wymyśliłeś, że z każdym nowym projektem jedna z nich będzie stawała się złota i tak aż do emerytury. Pierwsza zmieniła kolor po rajdzie dookoła świata w Volvo, druga po wyprawie Africa-Arctica, trzecia symbolizuje przejazd z południa USA na północ z Timem Cahillem w GMC Sierra, kolejna to rekord Guinnessa z 1997r. ustanowiony Fronterą… na wizytówce, którą mi podarowałeś, jest pięć strzał i wszystkie są złote. Czy to oznaczy, że jesteś dziś na emeryturze?
Garry Sowerby: Właściwie piąta złota strzała nigdy nie została zdobyta, więc pozostało ostatnie wyzwanie. Mam już 70 lat, ale emerytura jeszcze przez jakiś czas nie jest mi pisana. Za bardzo kocham swoją pracę i oczywiście nadal potrzebuję tej piątej złotej strzały.

Świętowanie po ustanowieniu nowego Rekordu Guinnessa.
S.P.: Garry, w 1997r. odbyła się Frontera World Challenge, pokonaliście wtedy dużo mniej kilometrów, bo zaledwie 29 521, a nie ponad 43 000, jak w przypadku Volvo, a i tak ustanowiliście nowy rekord Guinessa w jeździe dookoła świata. Jak to się stało? Czy według Ciebie długość trasy „dookoła świata” nie powinna być równa lub większa od długości równika?
G.S.: Masz rację. Myślę, że Guinness powinien trzymać się wymogu jazdy po pełnej długości równika zamiast 2/3 tej odległości. Zasady wyprawy z 1997r. znacznie ułatwiały bicie rekordu. Mogliśmy skorzystać z aż 3 kierowców, dystans był krótszy, a podczas przepraw przez Ocean odliczanie czasu się zatrzymywało. Było znacznie łatwiej niż w 1980r.

Zespół Frontera World Challenge, 1997r.
S.P.: Jestem fanem zegarków Bulova, więc muszę o to zapytać. Amerykański producent był jednym z Waszych sponsorów i jeśli dobrze zrozumiałem, dostaliście od nich zegarki o wartości 20 000 USD do rozdania jako prezenty, zgadza się? To były jakieś specjalne modele związane z wyprawą?
G.S.: Nie były to żadne specjalne zegarki. Właściwie to myślę, że były to po prostu zegarki, które zostały zastąpione na rynku przez nowsze modele. Ale były to świetne podarunki dla wyjątkowych ludzi, którzy pomogli nam w realizacji naszego pomysłu, jak i dla tych, których spotkaliśmy podczas wyprawy.

W drodze z Los Angeles do Sydney.
S.P.: Co było dla Ciebie najtrudniejsze podczas tej wyprawy, a z drugiej strony co było najprzyjemniejsze? W obu przypadkach była to ta seksowna Finka?
G.S.: Najtrudniejszą częścią podróży był dla mnie przejazd z Paryża do Londynu, a następnie lot do Teksasu. W tamtym momencie moja noga była tak obolała, że nie mogłem spać, a po 100 godzinach czuwania wydawało mi się, że tracę rozum. Ale gdy dotarliśmy do Ameryki Północnej i rozpoczęła się ostatnia prosta, przespałem się i ból w nodze prawie ustąpił. Wtedy napędzała nas ogromna adrenalina. Patrząc wstecz, najlepszą częścią wyprawy były dla mnie Indie i Pakistan. To była wielka przygoda. Nie było tam wtedy autostrad, zaledwie 2 pasy ruchu pełne samochodów, ludzi i zwierząt. Do tego oczywiście powrót do Kanady i ostatnie 2500 km z Nowej Szkocji do Toronto, tego nigdy nie zapomnę. Ogromną wartością jest też moja silna przyjaźń z Kenem, którą doceniam przez ostatnie 40 lat od tamtej podróży.

Braterstwo, Ken wspiera Garrego.
S.P.: Volvo nigdy nie zawiodło podczas próby bicia rekordu? Piasek, kurz, mróz, lód i gorączka, to skrajne warunki zarówno dla człowieka, jak i dla maszyny. Ty i Ken zmagaliście się z wieloma dolegliwościami, ale Wy mieliście już po 30 lat, a Volvo było zupełnie nowym wozem! Co się dziś dzieje z tym autem?
G.S.: Przez lata pokonałem Red Cloud jeszcze 8 razy taki dystans jak podczas wyprawy dookoła świata. Wciąż jest pomalowany tak jak podczas naszej podróży i obecnie znajduje się w Maritime Morotsport Hall of Fame w Petitcodiac w Nowym Brunszwiku, które znajduje się 300 km od naszego domu w Halifax.

Żona Garrego przy Red Cloud, Morotsport Hall of Fame w Petitcodiac, New Brunswick.
S.P.: W jednej z naszych pierwszych rozmów wspominałeś o tym, że Guinness już jakiś czas temu zablokował możliwość bicia jakichkolwiek rekordów na drogach publicznych. Ale czy widzisz dzisiaj możliwość pokonania ponad 40 000 km dookoła świata szybciej niż w 74 dni?
G.S.: Cóż, na pewno jest to możliwe. Obecnie są lepsze drogi, szczególnie w takich krajach jak Indie i Pakistan, dzięki temu możliwe jest pokonanie wielu terenów, których my nie mogliśmy wtedy przebyć. Oczywiście pojazdy są też wygodniejsze i szybsze. Ale bez wątpienia byłoby to duże wyzwanie. Potrzebny byłby dobry plan, odpowiednie wsparcie i bardzo dużo szczęścia.
S.P.: Od Odyssey 77 minęło ponad 40 lat, patrząc na swoje doświadczenie i wiedzę, jakie są 3 rady, których mógłbyś udzielić pretendentom, którzy chcieliby podjąć wyzwanie i pobić Wasz rekord? Jakie współczesne auto wybrałbyś do takiego przejazdu? Wciąż stawiałbyś na Volvo?
G.S.: O rany, to jest obszerne pytanie…
Po pierwsze, upewnij się, że NAPRAWDĘ chcesz tego dokonać. Jeśli nie jesteś bogaty, zdobycie pieniędzy będzie prawdopodobnie najtrudniejszą częścią. Musisz być też przygotowany na wydanie części własnych pieniędzy, ponieważ sam proces pozyskania sponsorów kosztuje. Przy tym szybsza jazda nie oznacza, że będzie taniej, a w rzeczywistości może nawet podnieść koszty.
Po drugie, starannie dobierz swój zespół i spróbuj wybrać partnera, który jest całkowicie zaangażowany w realizację planu. Będziecie razem przez bardzo długi czas i musicie wiedzieć, jak nawzajem reagujecie na presję i stres, który na pewno będzie towarzyszył misji.
Po trzecie, pamiętaj, że nic nie jest za darmo, musisz robić to, co mówisz, że zrobisz. Jedź trochę szybciej i nie rób za długich przystanków. Ale pamiętaj, jeśli zatrzymają cię za przekroczenie prędkości w kompletnie obcym dla ciebie kraju, to może spowodować to duże opóźnienia.
Czym bym pojechał? Prawdopodobnie czymś w rodzaju diesla z AWD. Jest tyle aut do wyboru, ale stawiałbym na prosty samochód, a w moim wieku może nawet coś z klimatyzacją.

Hostessy z Toronto Sun często towarzyszyły zespołowi na checkpointach.
S.P.: Podczas wyprawy ominęliście Polskę, ale z tego co wiem miałeś później okazję odwiedzić mój kraj? Jakie masz wrażenia z tej wizyty?
G.S.: Przejeżdżałem przez Polskę w 1990 roku i była to szybka wizyta, ponieważ próbowaliśmy dojechać do 7 stolic byłego bloku wschodniego w 7 dni. Wtedy sytuacja szybko się zmieniała i ekscytującym było widzieć to wszystko zaraz po upadku komunizmu. Pamiętam wielu przyjaznych ludzi spotkanych w Polsce, ale byłem tam krótko, zaledwie półtora dnia. Muszę kiedyś wrócić!

W 1982r. Garry wraz z Red Cloud uczestniczyli w spotkaniu rekordzistów Guinnessa w Faaker See, Austria.
S.P.: W 1986r. mój rodak Jerzy Adamuszek przejechał samotnie przez obie Ameryki z północy na południe ustanawiając tym samym rekord Guinnessa. Kilka tygodni temu miałem okazję rozmawiać z nim o tej wyprawie i przy okazji bardzo ciepło wspominał Wasze spotkanie. Pamiętasz to?
G.S.: Tak, pamiętam spotkanie z Jerzym. To bardzo miły facet i odważny gość, zrobić tamten przejazd w pojedynkę – czapki z głów!!
S.P.: Garry, bardzo Ci dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, że niedługo spotkamy się w Twoim kanadyjskim garażu przy szklance brandy!

Garry Sowerby, Ken Langley i Red Cloud po 40 latach wciąż razem. Wywiad dla CBC Nova Scotia, 2020.
Zdjęcia dzięki uprzejmości Garrego Sowerby.