Skromny guesthouse w Stepancmindzie z widokiem na ośnieżony Kazbeg. Przy kolacji pijemy domowy koniak z literatek, a każdy kolejny toast kończymy gorącym okrzykiem – Sakartwelo gaumardżos! Tutaj jest Kaukaz, tutaj możesz wszystko! – tak brzmi najważniejsza lekcja tego wieczoru.
Od lat Gruzja cieszy się niesłabnącą popularnością turystyczną, szczególnie wśród Polaków, bo nie ulega wątpliwości, że jesteśmy tutaj mile widziani. Daleko szukać przykładów, zupełnie przez przypadek mój wyjazd zbiegł się w czasie z wyprawą kolegi redaktora Marcina Napieraja z AutoGaleria.pl. Powstają kolejne przewodniki, blogi, książki, coraz to nowe firmy oferują zorganizowane wycieczki do tego południowo-kaukaskiego kraju. Ale Gruzję trzeba przeżyć samemu i albo się ją pokocha, albo już nigdy się nie wróci.
ADAPTACJA
Jeśli nie jesteś gotowy na jeżdżenie w terenie, wyprzedzanie na trzeciego na górskich drogach, wpychające się zewsząd samochody w mieście, oślepiające długie światła w nocy, a widok ciężarówki jadącej wprost na ciebie jest stresujący… to nie jesteś przygotowany na jeżdżenie po Kaukazie. W Gruzji nie chodzi o bycie dobrym kierowcą, a o bycie przekonanym o swojej racji na drodze i im szybciej to zrozumiesz, tym sprawniej zaczniesz się poruszać. Oczywiście, że wyprzedzałem tam gdzie w Polsce byłoby to uznane co najmniej za ryzykowne. Trąbiłem i machałem rękoma, żeby coś załatwić na drodze. Ale tutaj jesteś rybą w rwącej rzece i albo dostosujesz się do tego nurtu, albo zostaniesz wyrzucony na brzeg. I ta zasada dotyczy wszystkiego. Nawet wchodząc do sklepu, czy zakładu wulkanizacyjnego, trzeba pamiętać o byciu pewnym siebie.
KLAKSON
Giorgi Kurshubadze, od którego wynajmowaliśmy Forda Escape, wyjaśnił mi pewne elementy lokalnego folkloru drogowego. Przede wszystkim przepisy ruchu drogowego są na Kaukazie traktowane jedynie w kategoriach sugestii. Prawo jazdy można zrobić w Gruzji od 17 roku życia, a przy tym nie wyjeżdża się nawet z placu manewrowego! To sprawia, że wielu kierowców jeździ tutaj umownie, czyli umawiamy się, że robimy wszystko, żeby się nie zderzyć. Absolutnie każde zachowanie na drodze sygnalizuje się klaksonem, od soczystego spierdalaj, po przywitanie znajomego, na przepraszaniu skończywszy, chociaż to ostatnie jest zupełną rzadkością. O ile na lokalnych drogach i w miastach tuziny błąkających się bezpańskich psów to nic dziwnego, to krowa na samym środku drogi szybkiego ruchu może już nieco konsternować. I warto mieć wtedy sprawny sygnał dźwiękowy, bo zwierzęta z drogi przepędza się nim równie skutecznie co pieszych, którzy nie mają zresztą zbyt wielu praw. Nie widziałem ani jednego rowerzysty, co pozwala sądzić, że oni również nie mieli żadnych przywilejów.
ZAPNIJ PASY
Ale wiele się robi dla poprawy bezpieczeństwa na drogach. Przede wszystkim uświadamia się kierowców. Późno, bo dopiero w 2019 roku, rozgorzała dyskusja na temat obowiązkowych fotelików dla dzieci. Od niedawna każdy gruziński kierowca ma do wykorzystania 100 punktów karnych, które każdego roku się zerują. Przykładowo, nie tak dawno temu, Giorgi rozmawiał ze mną przez telefon podczas jazdy i kosztowało go to 15 punktów karnych oraz mandat w wysokości 40 GEL. Wykroczenia takie jak przekraczanie prędkości (szczególnie odcinkowe pomiary prędkości), jazda bez pasów, a w Tbilisi nawet wyrzucanie niedopałków papierosów przez okno, rejestrowane są przez system kamer miejskich. O wykroczeniu błyskawicznie poinformuje cię SMS, a następnie na rządowej stronie internetowej możesz obejrzeć swój występ. Zapytałem Giorgiego, dlaczego w niektórych samochodach brakuje pewnych elementów nadwozia, zderzaków, albo wręcz całych paneli karoserii. Odpowiedzi było wiele i żadna konkretna – bo są u lakiernika, bo skoro ich nie ma, a auto jedzie, to znaczy, że są niepotrzebne, bo ktoś zdjął i zapomniał, gdzie położył. O motoryzacji rozmawia się chętnie, gdy zacząłem robić zdjęcia wyścigowej Łady z dwulitrowym silnikiem z Opla Vectry, napotkanej w jednej z górskich miejscowości, właściciel od razu wyszedł z domu i zaprosił mnie na prezentację.
SZASZŁYK
Z Davitem, trzydziestoletnim kierowcą ciężarówki, zupełnie przez przypadek poznaliśmy się w przydrożnym barze i zjedliśmy wspólną kolację. Symboliczny postój przerodził się w dwugodzinną ucztę z szaszłykami, chlebem i piwem. Piękne doświadczenie zarówno gruzińskiej gościnności w najlepszym możliwym wydaniu, ale też przeżywanie drogi. Tego typu knajpy i sklepy to zagadka. W jednym miejscu, po obu stronach drogi, może znaleźć się ich kilkanaście – każdy sprzedaje to samo i w takiej samej cenie, a mimo to każdy zarabia. To właśnie wokół takich przydrożnych knajp toczy się życie, zupełnie jak w Polsce przed powstaniem autostrad. Dzięki temu spotkaniu dowiedziałem się, że praca kierowcy ciężarówki w Gruzji jest bardzo ciężka, szczególnie, gdy musisz przedostać się przez rosyjską granicę. Absurdalne kolejki ciężarówek z najbardziej egzotycznych krajów ustawione wzdłuż słynnej Gruzińskiej Drogi Wojennej. To tam tysiące kierowców tworzą pewnego rodzaju ekosystem, w którym kwitnie handel i wszelkiego rodzaju usługi.
LOCAL HERO
O Giorgiego Fisha Tevzadze pytałem często, bo nurtowało mnie, czy kilka lat od tragicznego wypadku wciąż jest ważną częścią tutejszej kultury motoryzacyjnej. Poruszyłem ten temat z Davitem, który okazał się fanem motoryzacji. Miałem również okazję porozmawiać z Giorgim Lomtatidze – przyjacielem Tevzadze. Bez cienia wątpliwości, mogę przyznać, że legenda ulicznego driftera wciąż jest żywa, a on sam jest postacią ikoniczną dla środowiska. Kilka lat temu opinię publiczną, również tę w Polsce, szokowały amatorskie filmy nagrywane przez grupę Need For Drive. BMW driftujące w ciągu dnia, po zatłoczonych ulicach Tbilisi, a wszystko z pogwałceniem wszelkich możliwych praw drogowych i społecznych zasad. Fish wciąż jest inspiracją dla młodych kierowców, co niekiedy kończy się tragicznie, ale dzięki wielu inicjatywom na rzecz poprawy bezpieczeństwa na drogach naturalna skłonność Gruzinów do driftu coraz częściej przybiera profesjonalny torowy wymiar. Nie można przy tym zapominać, że na obiekcie Rustavi International Motorpark spotykają się również lokalne serie wyścigowe, a także posiadacze supersamochodów, których w Gruzji nie brakuje.
UGODA
Do 2019 roku po gruzińskich drogach można było jeździć wszystkim, bo okresowe przeglądy techniczne nie były wymagane. I chyba niewiele się zmieniło w praktyce, bo to co można czasem spotkać na drodze zachwyci każdego gratologa. Ważniejsze od przeglądu technicznego wydaje się być fakultatywne ubezpieczenie pojazdu. Stąd też mniejsza ilość wypadków, a przynajmniej w teorii, bo po prostu nie wszystko jest załatwiane przez policję i rejestrowane w ogólnych statystykach. Najczęściej sprawę załatwia się na miejscu zdarzenia szybką ugodą i gotówką. Jednak gdy jesteś turystą bez dobrej znajomości języka, to lepiej skorzystać z pomocy policji, bo ta jest w Gruzji naprawdę bardzo pomocna. To co jeszcze rzuca się w oczy to mnogość indywidualnych tablic rejestracyjnych, których koszt to, w zależności od układu cyfr i liter, od 150 do 10 000 GEL.
PRAKTYCZNE
Targuj się o wszystko, bo w moim przypadku taksówka, która miała kosztować 10 GEL (zapytałem w restauracji o cenę) została początkowo wyceniona na 30, a finalnie skończyło się na 8. Wino, czacza i koniak, są jak kolendra w potrawach, czyli wszędzie i każda okazja jest doskonała do konsumpcji. Warto pamiętać, że gruzińskie menu nie kończy się na kilku rodzajach chaczapuri i chinkali. Z pewnością warto spróbować również szkmeruli (kurczak gotowany w mleku i czosnku) lub ojakhuri (mięso wieprzowe w winnym sosie z ziemniakami), a przy tej okazji zdecydowanie warto odwiedzić restaurację Kusika w Sighnaghi. W starym Tibilisi natomiast polecam zjeść ostri w Pasanauri, popić lokalnym piwem, a później udać się do łaźni Royal Bath-House, w której serwowana jest gorąca herbata.
Nie wróciłem z Gruzji z gotowymi i ułożonymi przemyśleniami. Może dlatego, że podróżowaliśmy głównie w deszczu, mgle i chłodzie, co zdecydowanie odbiegało od pięknego obrazka z przewodników. Jedno jest pewne – Gruzja uczy cieszyć się z prostych rzeczy. Nie zapomnę trudnej nocnej przeprawy w strugach deszczu do górskiego Ushguli. Kilkugodzinną walkę z nieprzyjazną drogą, z której przy świetle latarki trzeba było odrzucać kamienie, wynagrodziła szklanka ciepłej herbaty i bułka z powidłami wyciągnięta prosto z pieca. Nie pamiętam też żebym gdziekolwiek chodził po tak lepkim błocie jak w Parku Narodowym Waszlowani, ale z drugiej strony, smak biwaku pod drewnianą wiatą w sercu gruzińskiej Afryki zostanie ze mną na bardzo długo. Kaukaz jest piękny, surowy i prosty!