2083896509.M2E4MWE5Zg==.OGMzMDgzMmJlNjdl.NDA5NGJkMjMyMzEzNzFiNmZhNTg=

Apollo 12: kosmiczny rock & roll

“If you can’t be good, be colorful!” ~ Charles “Pete” Conrad Jr.

Śniadanie przed startem misji Apollo 12. Jim McDivitt (tyłem, w lewym dolnym rogu), Tom Stafford, Pete Conrad, Al Bean i Dick Gordon; 14 listopada 1969r. (źródło: NASA)

Pewnego dnia Robert Hamerla z grupy USA Cars Polska zapytał mnie, czemu do tej pory nie napisałem o Astrovette. Tydzień po tej rozmowie dostałem w prezencie kolekcjonerski model Astrovette w skali 1/64 i już wiedziałem, że jestem skazany na ten temat. Kosmiczne wyprawy były dla mnie czymś zupełnie nowym, ale z przyjemnością przyjąłem to wyzwanie. Co to jest „Astrovette”? Skąd się wzięło i kto nimi jeździł? Zapraszam na spotkanie z kosmicznymi kowbojami!

Start rakiety Saturn V – Apollo 12. (źródło: NASA)

Apollo 12. Deszczowego dnia, 14 listopada 1969 r. o 11:22 lokalnego czasu, z Centrum Kosmicznego Johna F. Kennedyego na Przylądku Canaveral wystartowała rakieta Saturn V. Na miejsce przybył prezydent R. Nixon z Pierwszą Damą, aby osobiście podziwiać start. Na podkładzie wynoszonego statku misji Apollo 12 znaleźli się: dowódca misji Charles „Pete” Conrad, pilot modułu dowodzenia Richard Gordon i pilot lądownika księżycowego Alan Bean. 36 sekund po starcie rakiety, gdy ta znajdowała się na wysokości 2km od Ziemi, uderzył w nią piorun. W wyniku tego zdarzenia trzy ogniwa paliwowe przestały na chwilę dostarczać zasilanie do pokładu. W 52.sekundzie lotu doszło do ponownego uderzenia piorunu, czego konsekwencją było wyłączenie się nawigacji statku. Dzięki szybkiej reakcji jednego z młodych inżynierów z naziemnego centrum kontroli misji w Houston i współpracy z astronautami udało się przywrócić działanie systemów. Misja Apollo 12 mogła kontynuować swój lot. Po całym tym zajściu Conrad skomentował przez radio: Think we need to do a little more all-weather testing!

Personel w Firing Room; Przylądek Canaveral; 2min 54sek po starcie Apollo 12, czyli tuż po usunięciu usterek spowodowanych piorunami. (źródło: NASA)

Księżyc. Piątego dnia lotu załoga Apollo 12 zaczęła ostateczne przygotowania do drugiego w historii ludzkości lądowania na Księżycu. Kilka poprzednich dni spędzono na sprawdzaniu wszystkich systemów, wykonywaniu zdjęć – w tym zdjęcia Fra Mauro (miejsca, w którym miała lądować misja Apollo 13), a nawet przeprowadzono półgodzinną transmisję telewizyjną, podczas której pokazywano powierzchnię Księżyca. W lądowniku Interpid znaleźli się Conrad i Bean, tymczasem w odczepionym module dowodzeniowo-serwisowym Yankee Clipper pozostał Gordon, który krążąc po orbicie Księżyca miał czekać na powrót towarzyszy. 19 listopada 1969r., Interpid pilotowany przez Conrada wylądował na powierzchni Księżyca w pobliżu krateru Suveyor, zaledwie 160m od lądownika Suveyor 3, którego odnalezienie było jednym z celów misji Apollo 12. Po zjedzeniu posiłku załoga zaczęła przygotowywać się do swojego pierwszego wyjścia.

Pete Conrad wychodzący z lądownika Intrpid. 3. człowiek w historii na Księżycu. (źródło: NASA)

Spacer. Po założeniu skafandrów i plecaków z systemami podtrzymywania życia, Charles Conrad i Alan Bean rozpoczęli wyjście z lądownika księżycowego. Pierwszy po drabinie z Interpida schodził Conrad, który zeskakując z nogi lądownika i nawiązując tym samym do słynnych słów Neila Armstronga, pierwszego człowieka na Księżycu, zażartował mówiąc przez radio: „Whoopee! Man, that may have been a small one for Neil, but that’s a long one for me!”Ten tekst ma bardzo ciekawą genezę. Po pierwsze, Armstrong mierzył 180cm wzrostu, tymczasem Conrad miał zaledwie 168cm, co w sposób oczywisty tłumaczy różnicę punktu widzenia. Po drugie, dowódca misji Apollo 12 nie chciał stracić swoich 500$, bo dokładnie tyle wynosił zakład, który przyjął przed lotem. Znana włoska dziennikarka, Oriana Fallaci, zarzuciła amerykańskim astronautom, że słowa Neila Armstronga “That’s one small step for man, one giant leap for mankind” były częścią skryptu przygotowanego przez NASA i rząd USA, a nie jego własną inwencją twórczą. Conrad stając niejako w obronie Armstronga, jeszcze przed swoim lotem w kosmos, powiedział dziennikarce, że ta się myli i wyznał co on zamierza powiedzieć, gdy osobiście wyląduje na Księżycu, a jeśli słowa te faktycznie padną Fallaci ma mu dać 500$. Pete zakład wygrał, ale jak wspomina Nancy Conrad nie pamięta, żeby dziennikarka kiedykolwiek wywiązała się z umowy. Jedną z pierwszych czynności po wyjściu z lądownika było oczywiście wbicie amerykańskiej flagi. Cały pierwszy spacer po Księżycu skupiał się głównie wokół rozstawienia aparatury pomiarowej oraz zbieraniu próbek skał i gruntu. Po 3 godzinach i 56 minutach zespół wrócił do lądownika wciągając za sobą pojemniki z próbkami. Po 5 godzinach zaczęli przygotowywania do kolejnego wyjścia.

Surveyor. Podczas drugiego spaceru księżycowego Conrad i Bean odwiedzili szereg kraterów – Head, Bench, Sharp i Halo, aż dotarli do krateru Surveyor, gdzie znajdowała się lądownik Surveyor 3. Ich zadaniem było dokładne sfotografowanie lądownika oraz zabranie z niego kilku części, by po powrocie na Ziemię przeanalizować, jak wpłynęły na nie 3 lata spędzone na Księżycu. Podczas drugiego spaceru zebrano również bardzo dużo próbek skał. Po 3 godzinach i 49 minutach astronauci wrócili do Interpida i rozpoczęli przygotowania do powrotu na orbitę wokółksiężycową, gdzie w module dowodzeniowo-serwisowym, czekał na nich trzeci członek załogi Richard Gordon. Po 32 godzinach astronauci opuścili powierzchnię Księżyca i 3,5 godziny później cała misja Apollo 12 ponownie była w komplecie. Dziesiątego dnia, gdy zmniejszono odległość od Ziemi z 300 000km do 170 000km przeprowadzono ostatnią transmisję telewizyjną przed rozpoczęciem operacji powrotnej. Misja Apollo 12 wodowała na Oceanie Spokojnym dokładnie 244 godziny i 36 minut po starcie z Przylądka Canaveral. Wreszcie można było wrócić do ziemskich przyjemności i ukochanych samochodów – Chevy Corvette!

Pete Conrad (od lewej), Dick Gordon i Al Bean, za nimi jedna z trzech Astrovette. (źródło: NASA)

Corvette. Związek amerykańskich astronautów i koncernu GM rozpoczął się od Alana B. Sheparda – członka misji Mercury 3 oraz Apollo 14, który w 1954 roku kupił swojego pierwszego Chevroleta Corvette z 1953r. Jako pierwszy Amerykanin w kosmosie Shepard stał się bohaterem narodowym. Uznając te zasługi, koncern GM podarował Shepardowi nowiutką Corvette ‘62. Następnie Jim Rathmann, zwycięzca legendarnego wyścigu Indianapolis 500 oraz właściciel salonu Chevrolet – Cadillac w Melbourne na Florydzie, dostrzegł ogromny potencjał marketingowy we współpracy z astronautami, którzy wówczas byli równie popularni co gwiazdy rocka. Otóż, wykorzystując swoją uprzywilejowaną pozycję w GM, Jim zaproponował członkom programu Mercury układ – mogli wybrać dowolny model GM i zapłacić za niego 1$ rocznie. Później astronauta mógł takie auto oddać Rothmannowi i wziąć kolejne również za 1$. W ten sposób czterech z siedmiu członków Mercury wybrało nowe Corvetty, oczywiście z Shepardem na czelem. Wally Schirra po krótkim czasie wymienił Corvette na europejski samochód, Scott Carpenter wolał Shelby Cobre, a John Glenn jeździł NSU Prinz z dwucylindrowym silnikiem. Program „one-dollar car” skończył się w 1971 roku, gdy NASA zaczęto przejmować się opinią publiczną, jednak rzutem na taśmę załapali się jeszcze na niego członkowie misji Apollo 15, którzy dostali Corvetty w następujących kolorach – Mille Miglia Red (Jim Irwin), Classic White (Al Worden) i Bridgehampton Blue (Dave Scott).

Alan B. Shepard i jego Corvette ’62 na tle GM Design Center w Warren, Michigan, USA; okładka magazynu Corvette News (źródło: GM Heritage Center)

Wyścigi. Czytając wiele relacji o pierwszych amerykańskich lotach w kosmos, których paliwem była Zimna Wojna i pogoń za byciem pierwszym, zauważyłem, że wszystko działo się bardzo szybko. Często wprowadzano niesprawdzone rozwiązania, których najszybszym sposobem sprawdzenia było oddanie ich w ręce śmiałych pilotów. Do tej roboty po prostu trzeba było mieć jaja, kochać ryzyko i być potwornie uzależnionym od adrenaliny. Nie powinien więc dziwić fakt, że Corvetty nie były wykorzystywane wyłącznie, aby dojechać do pracy w NASA, ale astronauci regularnie się nimi ścigali, zawsze i wszędzie! Cooper, Shepard i Grissom swoje pojedynki toczyli na plażach w pobliżu Przylądka Canaveral. Zawsze wygrywał Shepard, ale pewnego dnia szczęście się od niego odwróciło i zaczął przegrywać. Al oddał swoją Covette Rothmannowi, aby ten sprawdził co się z nią dzieje, ale dealer oficjalnie nie znalazł żadnych nieprawidłowości. Później wyszło na jaw, że Jim i koledzy Sheparda zrobili mu kawał i przełożenia w jego skrzyni biegów zostały tak przestawione, żeby znacznie wolniej przyspieszał. Jednak Shepard nie pozostawał dłużny w kawałach. Pewnego dnia, gdy Walter Williams, jeden z szefów programu Mercury, spieszył się na spotkanie na Cocoa Beach, Al rzucił mu kluczyki od Corvetty i powiedział, żeby wziął jego wóz. Walter z propozycji oczywiście skorzystał. Nie wiedział jednak, że gdy tylko odjechał Shepard podniósł telefon i zadzwonił do ochrony mówiąc “Some son of a bitch just stole my Corvette and is heading for the south gate!” Jak wspominają pracownicy NASA, w pewnym momencie na parkingu było tyle Corvett, że przypominał on plac ogromnego dealera Chevroleta. John H. Boynton w wywiadzie udzielonym Rebecce Wright 19 marca 2009 roku na potrzeby NASA Johnson Space Center Oral History Project przywołał pewną anegdotę związaną z Shepardem. Boynton jeździł Jaguarem XKE, którego uważał za najpiękniejsze auto sportowe jakie kiedykolwiek powstało. Tak się złożyło, że razem z Shepardem mieszkali w pobliżu Gulf Freeway i obaj regularnie spóźniali się do pracy. Dlatego przez blisko cztery lata, gdy tylko widzieli się około 09:30 na drodze, to po prostu ścigali się aż do siedziby NASA. Boynton zawsze wygrywał, aż do momentu, gdy Shepard dostał nową Covette z silnikiem 427cc. Wtedy to podczas jednego z takich ulicznych wyścigów, przy prędkości 200km/h Jaguar zaczął „myszkować” i Boynton musiał odpuścić uznając wygraną Ala. Boynton te wyścigi podsumował „That’s how we lived, 100 miles an hour all the time!”

Członkowie misji Apollo 15, Jim Irwin (od lewej), Al Worden i Dave Scott wraz ze swoimi Corvettami. Na pierwszym planie elektryczny pojazd typu LRV zbudowany na podzespołach GM. (źródło: classicdriver.com / GM / fot. Ralph Morse)

Astrovette. Zabawka, którą dostałem, to Astrovette, czyli kolejne wcielenie programu „one-dollar car”. Astronauci mieli pełną swobodę w wybieraniu modeli i kolorów swoich samochód z gamy GM. Jednak członkowie misji Apollo 12, czyli Conrad, Gordon i Bean chcieli czegoś unikalnego. Byli bardzo dobrymi kumplami, razem służyli w US Navy i niebawem mieli razem polecieć w kosmos, dlatego zdecydowali, że ich auta muszą wyglądać tak samo. Jim Rathmann dostał zamówienie na trzy identyczne Corvetty ’69 (390hp, 427 Turbo-Jet V8, four-speed). Powstało wiele schematów malowania, ale jak wspomina Bean w magazynie Motortrend byli wtedy za bardzo zajęci swoimi przygotowaniami do misji i podjęli szybką decyzję, że mają one być złote (Riverside Gold) z wymalowanymi czarnymi skrzydłami. Za design odpowiedzialny był projektant Alex Tremulis. Gdy auta były gotowe do odbioru okazało się, że nie wyglądają tak dobrze jak można byłoby się tego spodziewać, ale Rathmann znalazł na to rozwiązanie i do oryginalnego schematu malowania dodana została biała linia rozdzielająca czarne skrzydła od złotego podkładu. To był strzał w dziesiątkę!

Sesji do magazynu LIFE. (źródło: classicdriver.com / GM Authority)

Astronauci bardzo chętnie pokazywali się w towarzystwie swoich trzech samochodów, stąd też słynna sesja zdjęciowa dla magazynu Life z grudnia 1969r. Mimo, że Corvetty z założenia miały być identyczne, posiadały pewną subtelną różnicę. Dla bezpieczeństwa NASA używała kodów w postaci kolorów przypisanych do konkretnego członka misji – jedzenie, odzież, a nawet ręczniki były oznaczane kolorowymi wstawkami. Tak też było w przypadku misji Apollo 12. Dlatego na każdej Corvettcie znalazł się prostokątny trójkolorowy emblemat, odpowiadający trzem kolorom członków załogi. Żeby można było rozpoznać, która Covetta jest czyja, na emblemacie, na polu z odpowiednim dla właściciela kolorem był umieszony skrót pełnionej przez niego funkcji na statku, a reszta pól pozostawała bez napisu – na czerwonym polu CDR (Commander), czyli Corvetta Conrada, na białym CMP (Command Module Pilot)Gordona i na niebieskim polu LMP (Lunar Module Pilot)Beana. Do dnia dzisiejszego przetrwała wyłącznie Astrovetta Beana, która jest często pokazywana przy różnych okazjach, a jej właściciel posiada pełną dokumentację. Dwie pozostałe Astrovetty, albo zostały rozbite przez kolejnych właścicieli i zapomniane, lub co bardziej prawdopodobne, znajdują się w prywatnych kolekcjach bez rozgłosu.

Załoga Apollo 12, Conrad (od lewej), Gordon i Bean wraz z Astrovettami. (źródło: NASA JSC / fot. Ralph Morse)

Dowódca. „Dee dum dee dum. I feel like Bugs Bunny” takie komendy najczęściej padały z ust dowódcy misji Apollo 12, gdy ten chodził po powierzchni Księżyca. Osobiście uważam, że Charles „Pete” Conrad Jr. stał się nie tylko symbolem misji Apollo 12, ale i swoich czasów. Dyslektyk, z charakterystyczną szczerbą między przednimi zębami, który powtarzał klasę – nic nie wskazywało, że Pete kiedykolwiek będzie pilotował samego siebie we właściwym kierunku, a co dopiero stanie na Księżycu kierując kosmicznym lądownikiem. Kochając adrenalinę i prędkość, bo oprócz latania samolotami, ścigał się również Porsche 911 na Daytona Speedway, zaraz po ukończeniu szkoły Conrad wstąpił do US Navy i aplikował do programu Mercury, do którego się nie dostał. I to nie dlatego, że miał 168cm wzrostu i nie spełniał warunków fizycznych, aby zostać astronautą. Jednym z czynników, które wpłynęły na jego negatywną ocenę był test Rorschacha. Gdy zaprezentowano mu jedną z plam atramentowych Pete uznał, że przypomina mu ona aktywność seksualną, co oczywiście bardzo dokładnie opisał. Natomiast gdy wręczono mu czystą kartkę, stwierdził bez wahania, że została ona podana do góry nogami. Mimo swojej beztroski, Conrad był niewiarygodnie zdolnym pilotem, z perspektywy czasu ocenianym jako najzdolniejszy spośród wszystkich, którzy byli w programie Apollo. Brał udział w aż 4 misjach kosmicznych – Gemini 5 (drugi pilot), Gemini 11 (dowódca), Apollo 12 (dowódca) i Skylab 2 (dowódca), spędzając w kosmosie w sumie blisko 50 godzin. Jednak cała załoga Apollo 12 zasługuje na miano prawdziwych kosmicznych kowbojów! Przykład? Na nadgarstkach astronautów znajduje się coś takiego jak Cuff Checklist. Są tam zapisane krok po kroku procedury i istotne dla misji informacje, ale misja Apollo 12 miała te notatki wzbogacone o rysunki Snoopiego z popularnej kreskówki oraz zdjęcia modelek z Playboya. Pete, jako dowódca, wybrał również playlistę, dlatego na pokładzie Apollo 12 rozbrzmiewało Dusty Springfield, Elvis Presley oraz muzyka country. Nie tylko ta misja była grupą niesfornych dużych chłopców. 28 stycznia 1999 roku inżynier NASA Glynn S. Lunney udzielił wywiadu Carolowi Butlerowi w ramachNASA Johnson Space Center Oral History. Lunney został zapytany między innymi o LRV, czyli Lunar Roving Vehicle, elektryczny pojazd kołowy współtworzony z koncernem GM, który został wysłany na Księżyc. Zachowanie kierowców LRV na Srebrnej Planecie inżynier skomentował następująco oh, my God, they’d drive that thing too fast. You know, they’re all Corvette drivers, and it used to just make me nervous as the devil. They’d be hot-rodding that thing around the moon. I was thinking, >>”Oh, can’t you go a little slower, please?”<<

Dziś. Robertem Harmela, o którym wspomniałem na początku tego artykułu, zaobserwował, że odwiedzając na przestrzeni lat Cape Canaveral oraz Space Center w Houston w dalszym ciągu na parkingach roi się od Corvett. powinien więc dziwić fakt, że astronauta Scott Kelly również postawił na ten model Chevroleta, a jako dziecko miał nad łóżkiem plakaty z Corvettą, jak sam wspominał w wywiadzie udzielonym Road Show CNET podczas premiery Corvetty C8 w 2019 roku. W jego garażu znalazły się między innymi Corvetta C6 z 2007r. oraz C7 Stingray z 2018r. Warto wspomnieć, że S. Kelly to najdłużej przebywający w kosmosie Amerykanin. Na stacji ISS w roli dowódcy spędził nieprzerwanie 340 dni 8 godzin i 42 minuty, a sumie podczas 4 lotów w kosmos 520 dni 19 godzin i 32 minuty. Co zaskakujące jego wynik jest dopiero 22. na tablicy najdłuższych pobytów w kosmosie. Na pierwszym miejscu tego rankingu są Rosjanie – Giennadij Pdałka w kosmosie spędził w sumie 878 dni 11 godzin 29 minut, a Walerij Polakow nieprzerwanie na stacji Mir mieszkał przez 437 dni i 17 godzin, okrążając w tym czasie Ziemię 7075 razy i przebywając 300 765 000 km, był to rekordowy jednorazowy pobyt człowieka w kosmosie. Niestety Rosjanie nie postawili na Corvetty. Nie jest tajemnicą, że NASA obecnie wraca do planów załogowych lotów na Księżyc, w tym również do pomysłu wysłania na Srebrną Planetę pierwszej kobiety. Ciekaw jestem, czy płeć piękna wzorem choćby misji Apollo, również będzie kontynuowała romans z Corvettą. Oby!

Źródła: NASA: nasa.gov, NASA Johnson Space Center Oral History: historycollection.jsc.nasa.gov, Przebieg misji Apollo 12 (Opracował Rafał Grabiański): urania.edu.pl, GM Heritage Center: gmheritagecenter.com, GM Authority: gmauthority.com, Factinate: factinate.com, Air & Space Magazine: airspacemag.com, zdjęcie na okładce: źródło GM / NASA